Rodzicielstwo bez mitów: jak nasze przekonania tworzą więzi z dziećmi

Natalia Mottl

Zdjęcie do artykułu o rodzicielstwie

Współczesne rodzicielstwo to nie tylko opieka nad dzieckiem, ale także balansowanie między ogromną odpowiedzialnością a nieustannym rozwojem. Wiele osób wciąż żyje w przekonaniu, że muszą spełniać wysokie standardy narzucone przez społeczeństwo, media czy nawet rodzinę. Jednak coraz więcej osób zaczyna dostrzegać, że to, co myślimy o wychowaniu, nie zawsze odpowiada rzeczywistości.

W wywiadzie z psycholożką i psychoterapeutką, Natalią Mottl, przyglądamy się mitom, które mogą utrudniać budowanie prawdziwej więzi z dziećmi. Zastanawiamy się, jak przekonania rodziców wpływają na ich podejście do wychowania i jakie błędne założenia mogą szkodzić w dłuższym czasie. Jak oddzielić to, co społeczne i kulturowe, od tego, co naprawdę pomaga w budowaniu silnych relacji rodzinnych.

Zapraszamy do lektury rozmowy, która otworzy oczy na to, co naprawdę liczy się w wychowaniu, a także zainspiruje do refleksji nad własnym podejściem do roli rodzica.

Czym są przekonania z psychologicznego punktu widzenia? W jaki sposób przekonania kształtują się w naszym życiu?

Przekonania to względnie trwałe systemy myślenia o sobie, innych ludziach i świecie, które nadają znaczenie doświadczeniom i wpływają na zachowanie. Co ważne, nie są one faktami, a jedynie interpretacjami. Często są tak głęboko zakorzenione, że wydają się oczywiste i uznawane są za fakty. Dzięki nim wiemy jak poruszać się w relacjach i jakich wyborów dokonywać. 

Dwie różne osoby, mając różne przekonania, mogą w zupełnie inny sposób reagować na to samo doświadczenie. Wyobraźmy sobie dwie osoby, które dostają od szefa krótkiego maila: „Zapraszam jutro na spotkanie w moim gabinecie”. Osoba z przekonaniem: „Jestem wartościowy, ludzie widzą moją kompetencję” pomyśli: „Pewnie chcą mnie awansować”. Osoba z przekonaniem: „Zawsze coś robię źle”, zareaguje lękiem: „Pewnie popełniłem jakiś błąd i chcą mnie z niego rozliczyć”. Ten sam bodziec może wywołać skrajnie różne emocje i zachowania. W jaki sposób te dwie osoby doszły do tak różnych interpretacji podobnych doświadczeń? Przekonania biorą się z naszych doświadczeń w dzieciństwie i młodości. Dziecko, które często słyszy: „Dasz sobie radę, nie poddawaj się” może zbudować przekonanie „Jestem zdolny do przezwyciężania trudności”. Z kolei dziecko krytykowane i porównywane z innymi, może wykształcić przekonanie „Jestem niewystarczający”. Ale na nasze przekonania nie tylko rodzina ma wpływ, ale także szkoła, rówieśnicy, czy kultura w jakiej wzrastamy.

Czy to oznacza, że dzieciństwo bezwzględnie determinuje nasze szanse na lepsze funkcjonowanie jako dorośli?

Niekoniecznie. Przekonania można zmieniać, chociaż nie zawsze jest to łatwe. Można porównać to do ścieżek wydeptanych w lesie: najpierw idziemy zawsze tą samą trasą, bo jest znana i wygodna, nie wiemy, że można inaczej. Ale jeśli zaczniemy próbować innych dróg, po czasie pojawią się nowe ścieżki, a stare mogą zarosnąć.

Na przykład ktoś, kto przez lata wierzył: „Nie można ufać ludziom”, a w terapii i nowych relacjach zacznie doświadczać wsparcia i życzliwości, powoli zacznie przesuwać się ku bardziej elastycznemu przekonaniu: „Nie wszyscy są tacy sami – są ludzie, którym mogę zaufać”.

Jakie typowe przekonania na temat wychowania dzieci dominują w naszej kulturze?

Każda kultura przekazuje przekonania dotyczące wychowania dzieci. Jest to taki niewidzialny skrypt wychowawczy, który dostajemy w spadku od swoich rodziców i dziadków. Nawet jeśli dziś mamy dostęp do wiedzy psychologicznej i mówimy o „rodzicielstwie bliskości”, w stresie czy w silnych emocjach wielu rodziców automatycznie wraca do starego scenariusza. W Polsce mocno zakorzenione są niektóre przekonania wychowawcze i powtarzają się one z pokolenia na pokolenie: „Dziecko musi słuchać dorosłych” – jest to przekonanie, że posłuszeństwo jest miarą dobrego wychowania. Może to prowadzić np. do tłumienia dziecięcej złości, czy kwestionowania granic stawianych przez dziecko. „Chłopaki nie płaczą” – klasyczne przekonanie, że emocje, zwłaszcza u chłopców, trzeba kontrolować. To często prowadzi do unikania rozmów o uczuciach. „Jak się nie napracujesz, to nic w życiu nie osiągniesz” – czyli kult ciężkiej pracy i zaangażowania w obowiązki, który z jednej strony buduje wytrwałość, ale z drugiej bywa źródłem perfekcjonizmu i poczucia winy, gdy pojawia się zmęczenie. „Rodzice wiedzą lepiej” – dziecko ma ufać dorosłym, nawet kosztem własnych odczuć. To może wpływać na ograniczanie rozwoju autonomii. „Jak kocha, to wymaga” – często używane jako uzasadnienie surowej dyscypliny. 

W kontekście polskiego społeczeństwa musimy pamiętać, że wiele naszych przekonań rodzicielskich wynika z pokoleniowych doświadczeń historycznych. Pokolenia dorastały w warunkach wojny, okupacji, biedy i codziennej walki o przetrwanie. Wykształciło to w nas przekonania takie, jak „przetrwanie ponad wszystko”, hierarchiczną strukturę społeczną, nieufność  względem drugiego człowieka, oraz potrzebę nadmiernej kontroli – zarówno w rodzinie, jak i w szerszych relacjach społecznych.

Z jednej strony te przekonania pozwoliły przetrwać najtrudniejsze czasy, kiedy to czujność, wytrwałość, samodzielność, dyscyplina i nieufność zwiększały szansę na przetrwanie. Z drugiej strony, w dzisiejszym świecie, kiedy zagrożenia są inne, przekonania te mogą ograniczać zdolność do współpracy, empatii i elastyczności. Widać to w naszym społeczeństwie, w którym działanie indywidualnie i rywalizacja są na pierwszym planie, zamiast współpracy, która jest niezbędna w budowaniu silnych więzi i wspierających relacji.

Czy może Pani podać jakieś przykłady takich aktualnie adaptacyjnych przekonań, które służą budowaniu współpracy i empatii?

Oczywiście, oto kilka przykładów. „Każdy ma prawo do swoich uczuć i myśli” – pozwala zauważyć, że emocje dziecka, czy innych ludzi są ważne i wymagają uwagi, zamiast odrzucania czy karania. „Słuchanie jest równie ważne jak mówienie” uczy cierpliwości i otwartości, daje przestrzeń na dialog zamiast jednostronnej kontroli. „Współpraca przynosi lepsze rezultaty niż rywalizacja” – pokazuje, że razem można osiągnąć więcej, a sukces jednostki nie musi oznaczać porażki innych. „Błędy są naturalną częścią nauki” – wzmacnia tolerancję i zrozumienie, zamiast karania czy wstydu, co sprzyja wspólnemu rozwiązywaniu problemów. „Dzieląc się i pomagając, wzmacniam zarówno siebie, jak i innych” – podkreśla wartość empatii i wzajemnego wsparcia w codziennym życiu. „W relacjach najważniejsze jest zrozumienie, nie tylko kontrola” – pozwala budować więzi oparte na zaufaniu, a nie na strachu czy przymusie.

Wspomniała Pani, że przekonania rodziców wpływają na ich sposób reagowania w trudnych sytuacjach wychowawczych. W jaki sposób?

W wychowaniu dziecka przekonania rodziców działają jak „filtr poznawczy”. To nie zachowanie dziecka decyduje o reakcji rodzica, tylko to, jak rodzic je interpretuje przez pryzmat własnych przekonań.

Te interpretacje bywają automatyczne i wpływają na to jakie emocje uruchamiają i jakie strategie reagowania zostaną wybrane. Rodzic z przekonaniem „Dobre dziecko, to grzeczne dziecko” może zareagować gniewem na płacz trzylatka w sklepie, bo widzi w tym „złośliwość” albo „brak szacunku”. Łatwo zinterpretuje to jako „złe zachowanie” i może reagować krzykiem albo groźbą.

Rodzic z przekonaniem „Trudne emocje są częścią rozwoju” w tej samej sytuacji pomyśli: „To naturalna frustracja, dziecko czegoś pragnie i nie dostaje” – i zareaguje spokojniej, np. przez nazwaniu emocji: „Widzę, że jesteś zły, że nie kupimy zabawki”. Reakcją będzie raczej próba uspokojenia i zrozumienia niż kara.

Jeśli ktoś ma przekonanie „Jestem złym rodzicem, jeśli moje dziecko się źle zachowuje”, każda trudniejsza sytuacja będzie uruchamiać u niego poczucie winy i nieadekwatne próby kontrolowania dziecka. Przekonanie „Jak ustąpię, to dziecko wejdzie mi na głowę” w trudnej sytuacji wychowawczej prawdopodobnie zaostrzy granice, nawet jeśli rodzic wewnętrznie czuje, że dziecko po prostu przeżywa silne emocje.

Z kolei rodzic wierzący, że „Bliskość i rozmowa pomagają”, w kryzysie skupi się raczej na zrozumieniu przyczyny zachowania.

Badania pokazują, że rodzice z przekonaniami bardziej elastycznymi i wspierającymi częściej stosują rozwiązania oparte na dialogu i regulacji emocji, natomiast rodzice z przekonaniami sztywnymi czy negatywnymi częściej reagują karą lub wycofaniem.

Czy przekonania mogą „przeszkadzać” w budowaniu zdrowej relacji z dzieckiem? Jeśli tak – w jaki sposób?

Tak, przekonania mogą utrudniać budowanie zdrowej więzi. Psychologia poznawcza zakłada, że sztywne lub zniekształcone przekonania prowadzą do automatycznych interpretacji, które z kolei wpływają na emocje i zachowania. Jeśli rodzic interpretuje zachowanie dziecka przez pryzmat takiego zniekształconego przekonania, ryzykuje, że będzie reagował w sposób, który oddala go od dziecka, a nie zbliża. Jeśli rodzic uważa, że „dziecko zawsze powinno słuchać dorosłych” może nie dawać mu przestrzeni na bunt trzylatka. Każde „nie” traktuje wówczas jako brak szacunku, sygnał o swojej niekompetencji, albo jako złośliwość dziecka, zamiast jako etap rozwojowy. Efekt? To może wywoływać silne emocje rodzica, a dziecko uczy się, że wyrażanie własnych potrzeb nie jest bezpieczne. Wówczas bunt widziany jest jako atak personalny. To często powoduje wzajemną eskalację emocji.

Taka zniekształcona interpretacja zachowań dziecka może prowadzić do powstawania trwałych etykiet i schematów poznawczych, które niesprawiedliwie definiują jego tożsamość i funkcjonowanie.

 Dziecko, które ze swej natury jest bardziej wrażliwe i mocniej reaguje może być w rodzinie określane jako złe, złośliwe, denerwujące rodziców, bywa wówczas określane jako „niegrzeczne”, „mazgaj” albo „tchórz”.

Inne przekonanie: „Okazywanie emocji to słabość”. Kiedy dziecko płacze, a rodzic mówi: „Nie przesadzaj, nic się nie stało” dla dziecka to sygnał, że jego emocje są nieważne. Tych przekonań jest naprawdę bardzo dużo i nie uda nam się ich wszystkich wymienić, ale warto wspomnieć o tych, które najczęściej generują dużo trudności. Przekonanie „Trzeba być najlepszym, żeby coś w życiu osiągnąć” często skutkuje tym, że dziecko, które ma gorsze oceny albo nie interesuje się szkołą, dostaje etykietę „leniwy”, „niezdolny”.  Przekonanie rodzica: „Chłopcy muszą być twardzi” często skutkuje tym, że chłopiec, który unika rywalizacji lub okazuje smutek, zostaje określony jako „słaby” albo „niemęski”.

Do tej pory skupiłyśmy się na małych dzieciach, ale przekonania rodzica wpływają na cały okres wychowywania dzieci. Jeśli rodzic ma przekonanie „Nastolatek musi być wdzięczny i posłuszny”, to każda próba usamodzielnienia się np. zamykanie się w pokoju, będzie odbierana jako brak miłości czy brak szacunku do rodzica. To rodzi konflikty i wzajemne poczucie niezrozumienia. Z drugiej strony przekonanie „Jak będę stawiać granice, dziecko mnie odrzuci” może sprawić, że rodzic unika egzekwowania zasad. Nastolatek dostaje wtedy zbyt mało struktury, co paradoksalnie zwiększa jego poczucie zagubienia. W konsekwencji relacja na tym cierpi, bo dziecko może znanymi sobie metodami próbować samo ustalić, gdzie te granice są. 

Czy przekonania mają wpływ na to, jak rodzice reagują na emocje dziecka (np. złość, smutek, bunt)?

Wyobraźmy sobie matkę, która ma przekonanie „muszę być idealna, żeby zasługiwać na akceptację” oraz przekonanie „Dobre dziecko to grzeczne dziecko”. W takiej sytuacji matka będzie szczególnie podatna na przeżywanie napięcia, gdy jej dziecko okazuje trudne emocje. Jeśli nosi w sobie przekonanie „muszę być idealna, żeby zasługiwać na akceptację”, to płacz, złość czy bunt dziecka może odbierać nie jako naturalny sygnał rozwojowy, ale jako dowód, że ona sama zawodzi w roli matki. Taka matka zamiast widzieć emocje dziecka jako informację, będzie je brać do siebie i traktować je jak ocenę swojej wartości.

Drugie przekonanie, że „dobre dziecko to grzeczne dziecko”, może dodatkowo sprawić, że negatywne emocje zostaną odczytane jako coś niepożądanego. W praktyce, taka matka może próbować szybko „naprawić” emocje dziecka – uciszać je, odwracać uwagę, karać za bunt, albo samej wchodzić w złość, bo ma poczucie utraty kontroli. Jej reakcje będą więc często bardziej związane z własnym lękiem i krytycznym głosem wobec siebie, niż z realną potrzebą dziecka.

To przypomina sytuację, jakby dziecko było lustrem, w którym matka ciągle szuka potwierdzenia, że jest wystarczająco dobra. Gdy widzi w dziecku grymas złości, odczytuje to jako informację „coś jest ze mną nie tak”, zamiast „moje dziecko właśnie przeżywa trudną emocję”. 

Jak przekonania dotyczące własnej roli rodzica wpływają na poziom stresu i wypalenie?

Możemy to porównać do podróży z mapą: jeśli przekonania zakładają, że droga powinna być zawsze prosta i gładka, każdy zakręt będzie budził frustrację. Jeśli jednak mapa przewiduje, że na trasie będą wyboje i objazdy, to łatwiej zachować spokój i nie stracić energii na walkę z tym, co i tak jest nieuniknione.

Więc odpowiadając na pytanie – tak przekonania dotyczące własnej roli rodzica w bardzo dużym stopniu decydują o tym, jak wysoki jest poziom stresu i czy pojawia się ryzyko wypalenia. Rodzic, który myśli „muszę zawsze poświęcać się w stu procentach” albo „dobry rodzic nigdy nie popełnia błędów”, będzie stawiać sobie poprzeczkę nierealnie wysoko. Przy takim podejściu każde potknięcie traktowane jest jako porażka, a naturalne trudności wychowawcze są odbierane jak dowód braku kompetencji. To szybko może prowadzić do poczucia przeciążenia i zmęczenia, a w dalszej perspektywie do wypalenia rodzicielskiego.

Z drugiej strony bardziej elastyczne przekonania, na przykład „mam prawo się mylić i uczyć na błędach” czy „dziecko potrzebuje mnie autentycznego, a nie idealnego”, działają jak katalizator. Z takim podejściem łatwiej rodzicowi przyjąć, że trudności są naturalnie wpisane w rozwój dziecka, a tym samym w rolę rodzica, a więc nie interpretuje ich jako zagrażających i w konsekwencji nie wpływają na jego poczucie własnej wartości.

W jaki sposób nieuświadomione przekonania mogą sterować zachowaniem rodzica?

Można to ująć tak: nieuświadomione przekonania pełnią funkcję skrótów myślowych. Dzięki tym skrótom możemy bardzo szybko podejmować decyzje i nie musimy za każdym razem od zera analizować sytuacji. Patrząc na to z perspektywy ewolucyjnej, dawało to olbrzymią przewagę: szybkie zareagowanie mogło uratować życie. Nasi przodkowie w ułamku sekundy odczytując sygnał „hałas równa się zagrożenie”, mogli uciec przed drapieżnikiem, zanim świadomie zrozumieli, co się dzieje.

W rodzicielstwie ten mechanizm również ułatwia codzienność – dzięki niemu rodzic nie traci czasu na zastanawianie się i ocenianie bardzo wielu sytuacji, np. czy zareagować, gdy dziecko zbliża się do rozgrzanego pieca, tylko natychmiast je odciąga. Takie podświadome wzorce pozwalają też na rutynowe działania, które mogą odbywać się automatycznie, bez świadomego planowania: karmienie, kojenie, przewidywanie potrzeb dziecka. To odciąża pamięć roboczą i daje zasoby na bardziej złożone zadania.

Jednak koszt jest taki, że te zaprogramowane wzorce bywają niedopasowane do aktualnej rzeczywistości. To trochę jak używanie starych map – dane momentami są nieaktualne, ale wciąż się nimi posługujemy, bo są pod ręką i w dużej mierze zautomatyzowane. W rezultacie rodzic reaguje nie tyle na realne zachowanie dziecka, ile na własne wewnętrzne wgrane schematy: np. na drobne nieposłuszeństwo reaguje tak, jakby to było zagrożenie autorytetu w plemieniu sprzed tysięcy lat i faktycznie mogło się z nim wiązać realne niebezpieczeństwo.

Podsumowując, możemy powiedzieć, że podświadomość jest fantastycznym systemem oszczędzania energii, ale bywa, że działa na „starej, nieaktualnej mapie” – i wtedy zamiast ułatwiać, zaczyna ograniczać. W XXI w., gdy zagrożeniem nie jest już tygrys szablozębny, a mapa nie przedstawia dżungli, tylko ruchliwe miasto, w którym trzeba się zmierzyć z odmową dziecka odrobienia lekcji, te same impulsy mogą działać nieadekwatnie.

Czy można świadomie zmieniać swoje przekonania jako rodzic? Od czego zacząć?

Tak, neurobiologia potwierdza, że mózg zachowuje plastyczność przez całe życie. Oznacza to, że również jako rodzice możemy uczyć się nowych sposobów interpretowania zachowań dziecka i reagowania na nie. W jaki sposób? W terapii poznawczo – behawioralnej mówimy o kilku etapach, z czego najważniejszy to samo zauważenie schematu. Świadomość to krok pierwszy. Tak długo, jak nie widzimy tego przekonania, nie jesteśmy jego świadomi, nasz gps porusza się po mapie w sposób automatyczny. Warto więc zatrzymać się i spytać siebie: „co ja właściwie myślę o tym, co robi moje dziecko?”. Ważne jest złapanie tego pierwszego, błyskawicznego komentarza w głowie („on mnie nie szanuje”, „jestem złym rodzicem”). Często ten wewnętrzny szept pokazuje, jakie przekonanie działa w tle. Kolejnym etapem jest zastanowienie się czy to przekonanie pomaga mi i dziecku? Czy jest oparte na faktach, czy raczej na dawnych doświadczeniach albo odziedziczonych rodzinnych skryptach? Ważne, że zamiast próbować zmienić myślenie siłą, testujemy nowe podejścia w małych krokach. To jak „aktualizowanie aplikacji”: sprawdzamy, czy działa lepiej. Im rodzic częściej będzie świadomie wybierał bardziej wspierającą interpretację (np. „moje dziecko nie jest niegrzeczne, tylko uczy się stawiać granice”), tym mocniej nowa ścieżka neuronalna będzie się wzmacniała, a z czasem to nowe przekonanie stanie się tym bardziej dostępnym i zautomatyzowanym.

Jak rozpoznać, że nasze przekonania są „dziedziczone” – np. z wychowania w dzieciństwie – i niekoniecznie nam służą?

Świadome przyglądanie się swoim schematom, to jak przerwanie gry w głuchy telefon między pokoleniami. Każde pokolenie powtarza pewne hasła i wzorce myślenia, które z czasem się dezaktualizują, ale wciąż są powielane. Praca nad przekonaniami pozwala zatrzymać ten łańcuch i świadomie wybrać inne wzorce.

Z perspektywy naukowej mamy tu do czynienia z mechanizmem neuroplastyczności i zjawiskiem modelowania społecznego. Dziecko słucha i obserwuje jak rodzic reaguje, jakie emocje przeżywa i jak interpretuje rzeczywistość. Przekonania rodziców z czasem w dużej mierze staną się jego zautomatyzowanymi przekonaniami. Kiedy rodzic aktualizuje swoje przekonania (np. z „dzieci i ryby głosu nie mają” na „dziecko ma prawo wyrażać emocje”) i zmienia swoje reakcje, pokazuje dziecku nowe wzorce. To jest właśnie moment, w którym międzypokoleniowy przekaz zostaje przerwany.

Jakie techniki lub ćwiczenia pomagają w pracy nad przekonaniami w kontekście rodzicielstwa?

W terapii poznawczo – behawioralnej mamy cały zestaw narzędzi, które sprawdzają się także w rodzicielstwie. Jednym z podstawowych jest wspomniany już dzienniczek myśli automatycznych – rodzic zapisuje sytuację, emocję i pierwszą reakcję jaka się pojawia. To pomaga odkryć, jakie przekonanie naprawdę zadziałało w tle.

Bardzo pomocny jest też dialog sokratejski, czyli zadawanie sobie pytań: „czy to przekonanie zawsze jest prawdziwe?”, „czy pomaga mi w kontakcie z dzieckiem?”. Dzięki temu można zobaczyć, że niektóre rodzinne przekonania czy nawyki myślowe wcale nie muszą obowiązywać w naszym domu. Bardzo sprawdzają się eksperymenty behawioralne – zamiast zakładać, że „dziecko mnie zlekceważy, jeśli nie podniosę głosu”, można spróbować innej reakcji i sprawdzić, co się wydarzy.

Pomocna jest także praca z metaforą – jeśli ktoś zauważy siebie jako „surowego kapitana statku”, może poszukać nowej interpretacji, np. „przewodnika w górach”, który zna drogę, ale zostawia dziecku przestrzeń na własne próby.

I wreszcie – zatrzymanie się na chwilę oddechu. Kilkusekundowa pauza w trudnej sytuacji pozwoli, żeby zamiast szybkiej reakcji z automatycznego poziomu, włączyło się świadome, refleksyjne myślenie. To moment, gdy zamiast ciała migdałowatego ster przejmuje kora przedczołowa.

Czy psychoterapia lub wsparcie psychologiczne może być pomocne w tym procesie?

Tak, zdecydowanie. Praca nad przekonaniami to proces, który często wymaga wsparcia. Ponieważ niektóre schematy są głęboko zakorzenione i trudno je zobaczyć samemu. Może okazać się, że bez zewnętrznego lustra nie da się ich dostrzec. Psychoterapia, szczególnie podejście poznawczo – behawioralne, oferuje narzędzia, które są pomocne. Pozostając przy metaforze mapy – wsparcie psychologiczne to pomoc kogoś, kto zna ścieżki, potrafi wskazać pułapki i czasem podaje narzędzia, żeby zbudować most nad trudnym terenem. Dzięki temu rodzic może pokonać drogę w sposób bezpieczny, świadomy i z większą satysfakcją, zamiast tylko reagować na automatyczne sygnały alarmowe z przeszłości.

Jakie nowe przekonania warto rozwijać, by wspierać dziecko w sposób świadomy, elastyczny i empatyczny?

W pracy nad przekonaniami rodzicielskimi warto skupiać się na takich, które podkreślają godność i autonomię dziecka, np. wspomniane już przeze mnie przekonanie „moje dziecko ma prawo wyrażać emocje i własne zdanie”. To pozwala reagować spokojniej, nawet gdy dziecko testuje granice. Ważne są te przekonania, które wspierają świadomość własnych reakcji np. „moja pierwsza reakcja to nie jedyna możliwość”, co daje przestrzeń na zastanowienie się i wybór bardziej adekwatnej odpowiedzi. Przekonania, które budują elastyczność w relacji np. „mogę dostosować sposób wychowania do potrzeb dziecka i sytuacji, a nie tylko do utartych schematów”. To daje przestrzeń na kreatywność i otwartość w codziennych wyzwaniach. Warto rozwijać przekonania, które wzmacniają empatię i ciekawość np. „zamiast oceniać zachowanie dziecka, staram się zrozumieć, co ono czuje i potrzebuje”. Takie przekonanie ułatwia bliskość i buduje poczucie bezpieczeństwa. I wreszcie przekonania, które uświadamiają wartość procesu, a nie tylko efektu np. „uczenie się samodzielności i odpowiedzialności to proces, nie wyścig o perfekcję”. Dzięki tym przekonaniom rodzic widzi nie tylko zagrożenia i niedoskonałości, ale także możliwości dziecka, jego potencjał i własne zasoby do wspierania go.

Jako terapeuta pracujący z młodzieżą wiedze problem z samotnością z jaką się zmagają młodzi ludzie. Lepsze życie rodzi się w relacjach z drugim człowiekiem. To właśnie w więzi – z rodzicem, rodzeństwem, przyjacielem czy społecznością – uczymy się empatii, współpracy, rozumienia emocji i rozwiązywania konfliktów. Niestety, w dzisiejszych czasach jednym z największych wyzwań jest samotność dzieci. Coraz częściej obserwujemy, że dzieci nie potrafią być razem – nie wiedzą, jak się dzielić, współdziałać, rozmawiać bez rywalizacji. Często walczą ze sobą albo izolują się w świecie własnych ekranów i indywidualnych przestrzeni. 

W kontekście naszej rozmowy oznacza to, że w dzisiejszym świecie warto rozwijać przekonania wspierające współpracę i empatię, zarówno w relacji z dzieckiem, jak i w społeczeństwie. Świadome wychowanie, które uczy współdziałania, dzielenia się i rozumienia drugiego człowieka, jest sposobem na przełamanie nieadaptacyjnych schematów przeszłości. Można to metaforycznie ująć tak: zamiast prowadzić dziecko przez życie w trybie „walka o przetrwanie”, pokazujemy mu drogę współpracy i budowania wspólnoty, co przygotowuje je do życia w świecie, który wymaga nie tylko siły, ale też elastyczności i empatii.

Jakie jedno przekonanie – zdaniem Pani – szczególnie warto zakwestionować lub zmienić, by być lepszym rodzicem?

Z perspektywy gabinetu psychoterapeutycznego wymieniłabym wszystkie te przekonania, które budują w dziecku pewność, że jego tożsamością są jego osiągnięcia. Rodzic z najlepszą intencją akcentuje, że dobre oceny, medale, wyniki są gwarantem dobrego, szczęśliwego życia. To kształtuje niską samoocenę, lęk przed porażką, unikanie wyzwań, utratę kreatywności, ciekawości świata, poszukiwania siebie, zamienia relacje w pole do rywalizacji, a w konsekwencji prowadzi to do wypalenia jeszcze zanim młody człowiek zacznie swoje dorosłe życie. 

Wywiad z ekspertem:

Jestem psychoterapeutką w trakcie certyfikowanego, czteroletniego szkolenia z psychoterapii poznawczo-behawioralnej. Prowadzę terapię osób dorosłych oraz młodzieży, towarzysząc im w pracy nad trudnościami emocjonalnymi i wprowadzaniu pozytywnych zmian w życiu.

Doświadczenie zawodowe zdobywałam w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, pracując na Oddziale Zaburzeń Afektywnych oraz Oddziale Zaburzeń Odżywiania i Osobowości. Obecnie jestem związana z Ośrodkiem Środowiskowej Pomocy Psychologicznej i Psychoterapeutycznej, gdzie wspieram pacjentów w codziennych wyzwaniach i kryzysach. Równolegle uczestniczę w szkoleniu certyfikującym na Trenera Umiejętności Społecznych, co poszerza moje możliwości pracy zarówno indywidualnej, jak i grupowej.

Dbam o jakość swojej pracy, regularnie korzystając z superwizji oraz biorąc udział w licznych szkoleniach i warsztatach. W terapii najważniejsze jest dla mnie indywidualne podejście, uważność i budowanie bezpiecznej relacji, w której pacjent może być wysłuchany, zrozumiany i wspierany w procesie zmiany.