Wyobraź sobie sytuację, w której musisz wygłosić przemówienie przed dużą grupą ludzi. Twój puls przyspiesza, dłonie się pocą, nogi jak z waty, a głos drży. To naturalna reakcja, ale czy potrafisz nią zarządzać? Inteligencja emocjonalna pomoże Ci zachować spokój i pewność siebie nawet w stresujących sytuacjach.
Psycholożka, Edyta Bednarz podkreśla, że to nie wysoki IQ, a rozwinięta inteligencja emocjonalna przekłada się na większą satysfakcję z życia i sukces zawodowy. Osoby, które potrafią zarządzać swoimi emocjami i budować silne relacje, są bardziej odporne na stres i osiągają lepsze wyniki. Inteligencja emocjonalna, czyli umiejętność rozpoznawania własnych i cudzych emocji, jest kluczem do budowania satysfakcjonujących relacji i osiągania celów.
Zapraszamy do lektury wywiadu!
Czym tak naprawdę jest inteligencja emocjonalna? Co się na nią składa?
Inteligencja emocjonalna to zdolność rozpoznawania własnych emocji oraz emocji innych ludzi, a także umiejętność korzystania z tej wiedzy w celu podejmowania efektywnych decyzji i budowania dobrych relacji. Składa się ona z wielu elementów, takich jak samoświadomość, samoregulacja, motywacja, empatia i umiejętności społeczne. Sukces w dzisiejszych czasach wymaga nie tylko wiedzy, ale także umiejętności interpersonalnych i samorozwoju. Inteligencja emocjonalna i umiejętność zarządzania sobą są równie ważne co wysoki iloraz inteligencji. Aby odnieść pełnię sukcesu, warto inwestować w siebie i swoje relacje z innymi.
Czyli to coś więcej niż tylko „bycie miłym”?
Zdecydowanie. Inteligencja emocjonalna to znacznie więcej niż tylko umiejętność nawiązywania kontaktów. To zdolność, która pozwala nam lepiej zrozumieć siebie i innych, radzić sobie ze stresem, podejmować lepsze decyzje i budować satysfakcjonujące życie. Umiejętność rozpoznawania własnych i cudzych emocji, oraz zarządzanie nimi, to podstawa inteligencji emocjonalnej i zrównoważonego życia. Osoby inteligentne emocjonalnie są otwarte i życzliwe, potrafią współczuć oraz pomagać innym. Poprawnie wyrażają i rozpoznają własne uczucia, utrzymują odpowiedni do sytuacji nastrój, są stabilne emocjonalnie i pewne siebie. Takie osoby bez ranienia innych komunikują swoje potrzeby, potrafią odnaleźć sens w życiu, dobrze radzą sobie ze stresem, zwykle są z siebie zadowolone, rzadko odczuwają niepokój, nie „przeżuwają myśli”, nie żyją w poczuciu winy i nie rozpamiętują porażek. Nawet w trudnych sytuacjach szybko potrafią wrócić do równowagi. Zarządzanie własnymi emocjami ma naprawdę głęboki sens. Warto być w tym coraz lepszym.
Na czym zatem polega zarządzanie własnymi emocjami?
Osoby inteligentne emocjonalnie nie tylko zdają sobie sprawę z uczuć, jakie się w nich pojawiają, one nie pozwalają by uczucia nimi zawładnęły. Takie osoby potrafią wywoływać w sobie odpowiednie emocje tak, by wspierać własne działania i powstrzymywać się od robienia rzeczy zbędnych. W towarzystwie osób inteligentnych emocjonalnie czujemy się po prostu dobrze, ponieważ reagują one odpowiednio do tego, co im komunikujemy. Opanowywanie emocji, współodczuwanie, wyrozumiałość dla słabości innych i współczucie, to zachowania niezbędne do dobrego funkcjonowania w grupie. Jeżeli nie wiesz, czy nie rozumiesz co czujesz, nigdy nie zrozumiesz tego, co czują inni. Jeżeli nie potrafisz pokochać i szanować siebie, nie będziesz umiał kochać innych. Nie możesz uczyć gry na gitarze ani gry w szachy, jeżeli sam nie umiesz grać, nie ćwiczyłeś i nie znasz reguł gry.
Osoby, które nie potrafią panować nad emocjami bardzo się w życiu męczą, przechodząc bez większej kontroli od jednego stanu emocjonalnego do drugiego i są często odrzucane przez innych. Ciągły gniew, na przykład, przeplatany rozczarowaniem, po prostu wyczerpuje. Człowiek uzależniony od swojego nadmiernego reagowania emocjonalnego, kiedy emocje opadną czuje się bezsilny, dlatego podtrzymuje swoje pobudzenie, szukając coraz to nowych obiektów do ataku. Podobnie jest z osobami uzależnionymi od ciągłego sprawiania sobie przyjemności. Kiedy czują pustkę czy niepokój, cały czas szukają przyjemności… a może bym coś zjadł, a może bym coś wypił… a może bym sobie coś kupił… i tak bez przerwy, i tak bez kontroli, i tak bez sensu.
Czym są zatem emocje? Gdzie się rodzą?
Emocje powstają w naszym mózgu i mają wpływ na to, co się dzieje z naszym ciałem i energią do życia, dlatego kontrolowanie pobudzenia emocjonalnego pozwala efektywnie funkcjonować. Pobudzenie emocjonalne możemy obserwować i rozpoznawać dzięki obserwacji odczuć w ciele. Na przykład niewielki poziom pobudzenia emocjonalnego, umożliwia najlepsze osiągnięcia. Zbyt niski wywołuje apatię i słabość, a zbyt duży utrudnia działanie, myślenie i wykonywanie zadań. Umiejętność odróżniania rzeczy przyjemnych od ważnych oraz umiejętność odczuwania przyjemności w połączeniu z pracą i nauką, to cechy prawdziwych mistrzów. Wyobrażanie sobie trudności zniechęca do działania, a wyobrażenie sukcesu motywuje do pracy. Dobry nastrój ułatwia twórcze myślenie. Umiejętność przyjmowania odmowy i nie traktowania jej jak porażki, jest na przykład cechą najlepszych sprzedawców. Nadzieja i wiara w siebie, podnoszą poziom optymizmu i sprawiają, że zaczynamy działać. Emocje są podstawą naszego dobrego funkcjonowania ze sobą i z innymi.
Co zatem się dzieje z osobami, które nie mają dobrze wykształconych cech inteligencji emocjonalnej?
Takie osoby są często odrzucane przez grupę, bo nie kontrolują własnych emocji albo nie wiedzą jak nawiązać i podtrzymać znajomość. Kiedy nie potrafimy odczytywać sygnałów wysyłanych ze strony innych osób, możemy innych ranić. Takie osoby mogą nas zanudzać, irytować, a nie będą rozumiały dlaczego tak na nie reagujemy. Kiedy ktoś zachowuje się nieadekwatnie do sytuacji czy niewłaściwie reaguje na nasze nastroje, to zaczynamy go w końcu po prostu unikać. Osoby, które nie mają dobrze rozwiniętych cech inteligencji emocjonalnej, niestety stale borykają się z niemiłymi odczuciami, które skutecznie zatruwają im życie. Osoby targane emocjami, zmagające się z lękiem czy huśtawką nastrojów, czują się jak ofiary, bo nie potrafią radzić sobie z bezsilnością, jaką te uczucia wywołują. Takie osoby z czasem nie podejmują działań, są wycofane i nieszczęśliwe. Umiejętność wychodzenia ze smutku, nieszczęścia, poirytowania, lenistwa jest naprawdę bezcenna w życiu. To wszystko jest pod naszą kontrolą, tylko nie umiemy z tego korzystać.
Kiedy przegrywamy walkę z emocjami?
Najczęstszymi zaburzeniami psychicznymi są zaburzenia lękowe i depresyjne. Lęk generowany w mózgu, musimy sobie jakoś uzasadnić, więc szukamy niebezpieczeństw wkoło nas. Skoro ja czuję lęk, to znaczy, że coś mi zagraża. No, nie do końca. Martwienie się, to nic innego jak forma dręczenia samego siebie i innych. Większość lęków powstaje w naszym umyśle, który jest świetnie wytrenowanym dramatopisarzem. W pracy codziennie mam do czynienia z osobami sparaliżowanymi lękiem, które wybierają pozostanie w domu, by tylko uniknąć codziennego stresu i kontaktu z innymi ludźmi. Boimy się ludzi, boimy się ośmieszenia, odrzucenia. Nawet nie ma sensu wyliczać wszystkich lęków, bo jest ich tak dużo. Lęk jest emocją gorszą od strachu, ponieważ nie wiemy co wywołuje w nas niemiłe odczucia. Życie w ciągłym lęku sprawia, że uciekamy we wszystko co może nas chwilowo uspokoić i choć na chwilę pomaga. Ludzie uciekają w narkotyki, jedzenie, zakupy czy rozrywki, by przez chwilę poczuć ulgę. Lęk pasie się naszą wyobraźnią i nigdy nie zaprzestaje tworzyć najgorszych scenariuszy. Na szczęście większość naszych lęków nigdy nam się nie przytrafi. Z lękiem można się nauczyć żyć, kiedy się go zrozumie. Kiedy obniżysz poziom lęku w swoim życiu, ze wszystkim lepiej sobie poradzisz. W stresie nie myślisz twórczo, a w silnym stresie wcale nie myślisz, tylko reagujesz. Nie warto dać sobą zawładnąć żadnej emocji. Tak naprawdę nie dążymy do szczęścia, tylko do spokoju. Emocji trzeba być świadomym i zdawać sobie sprawę z tego, jak potrafią budować i niszczyć nasze zamierzenia. Mózg przytłoczony nadmiarem informacji, których nie jest w stanie przeanalizować, przełącza się na tryb awaryjny i skraca obieg informacji. Odłączamy wtedy myślenie, empatię czy tolerancję. Człowiek staje się obojętny na wszystko, co nie dotyczy go osobiście, dlatego przestaje reagować na krzywdę innych ludzi czy zwierząt.
Czy to znaczy, że np. oglądanie telewizji, czy czytanie newsów w Internecie w nadmiarze, zmienia nas w pewnym sensie w emocjonalne zombie? Przestajemy reagować jak ludzie?
Zdecydowanie tak, bo sam stan martwienia się powinien służyć rozwiązaniu problemu, zamiast stanowić główną aktywność umysłową człowieka. Szybka analiza możliwych scenariuszy, pozwala przewidzieć to, co się może wydarzyć i zapobiec ewentualnym nieszczęściom. Kiedy jednak martwimy się bez przerwy, a chroniczny niepokój i natrętne myśli oddalają nas od wyszukiwania rozwiązań, pogrążając w bólu i rozpaczy, stajemy się niewolnikami własnego umysłu. Również rozmyślanie nad tym, co „mogło być”, a nie jest życiem, tylko marnowaniem czasu.
Ale czy martwienie się o coś nie jest swego rodzaju przygotowywaniem siebie na to, co może nastąpić?
Zamartwianie się daje złudzenie przygotowywania się na wszystko, co najgorsze. Jest jak amulet, który ma nas strzec przed nieszczęściem. Zamartwianie się wywołuje obraz potencjalnego niebezpieczeństwa czy nieszczęścia, co wyzwala łagodny atak lękowy. Takie funkcjonowanie umysłu, to porwanie emocjonalne o niskim nasileniu. Niepokój przyjmuje postać niepokojących myśli, bądź napięć i reakcji w ciele. Ludzie zaczynają tracić panowanie nad rzeczywistością i własnym życiem, a nieustające lęki przeradzają się w nerwice i natręctwa. Nękani przez obsesyjne myśli, skupiamy się na zapobieganiu wyobrażonym nieszczęściom. Życie staje się powstającym w umyśle koszmarem.
Stopniowe pogrążanie się w pełnych niepokoju myślach, z których każda podsuwa kolejny temat do zmartwień, prowadzi do zacierania się pierwotnego problemu, który je wywołał. Umysł nie odróżnia wyobrażeń od rzeczywistości, dlatego reakcje stresowe organizmu na kolejne stworzone w wyobraźni „katastrofy”, są dla mózgu jak najbardziej realne, co prowadzi do wyczerpania. Paradoksalnie, czasem takie wyobrażanie sobie wszystkich możliwych katastroficznych scenariuszy, może zmniejszać odczuwany lęk, jednak wcale nie przybliża nas do rozwiązania problemu. To my jesteśmy „producentami” własnych myśli i to one często zatruwają nam dosłownie życie.
Jak zatem przerwać to błędne koło popadania w katastrofizację życia?
Zmiana w postrzeganiu świata i siebie samego wcale nie jest łatwa. Powtarzane przez lata czy dziesiątki lat te same myśli, emocje, czy zachowania to rodzaj nałogu. Wyuczone schematy myślenia działają podprogowo, a my od lat uzależnieni jesteśmy od tych samych związków chemicznych, wytwarzanych w organizmie. Osoba całe życie wkurzona, funkcjonuje jak po trzech mocnych kawach. Kiedy nie czuje gniewu, czuje się słaba i to powoduje lęk. Zupełnie inne związki chemiczne będą krążyć w organizmie flegmatycznego marzyciela. Jeżeli nawet taka osoba postanowi się zmienić, organizm zacznie się buntować i będzie robił wszystko, by do zmiany nie dopuścić. Kiedy masz problem, znajdź rozwiązanie, a mózg da ci spokój, przynajmniej na chwilę.
Jak wyjść z myślenia, odczuwania czy postrzegania schematycznego?
To my jesteśmy producentem własnego myślenia. Myślimy i działamy nawykowo. Myśli wzbudzają emocje i działanie. Kiedy jesteśmy zmęczeni życiem, to sygnał do zmiany myślenia. Powtarzanie wciąż tych samych schematów nie da innych rezultatów. Nasz mózg nieustannie się uczy i dobrze jest mieć kontrolę nad tym, czego się uczymy. Każde nowe doświadczenie tworzy połączenia między neuronami w mózgu, które są tym silniejsze, im częściej powtarzamy dane zachowanie. Zmiana starych nawyków jest trudna ale powoli je wygasza i osłabia. Mózg się uczy ale trzeba pamiętać, że raz „wydeptane ścieżki” neuronowe nie znikają nigdy. Powrót do starych schematów jest bardzo szybki. Jak mózg raz się czegoś nauczy, nie chce zmiany. Ważne jest więc obserwowanie nie tylko myśli, emocji i zachowań ale też sygnałów z mózgu. Kiedy bez powodu czuję lęk, wiem, że to mój mózg wysyła mi sygnał i że ten sygnał jest „na wyrost”, bo mój mózg jest bardzo wyczulony na wzbudzanie reakcji lękowej. Kiedy nagle mam ochotę na zjedzenie czegoś słodkiego, to mój mózg się dopomina przyjemności. Mogę się nauczyć te sygnały i impulsy ignorować, choć to nie jest łatwe. Na szczęście jesteśmy czymś więcej niż nasze mózgi, myśli, emocje i zachowania.
Ale jednak uciekamy od przykrych emocji, bo wydaje nam się, że będą trwać wiecznie.
Nie będą, bo wszystko przemija. To co dobre i to co złe. Złudzenie trwania ciągle w tym samym nastroju jest tak naprawdę ciągłym wzbudzaniem konkretnej emocji jakąś myślą, wspomnieniem czy wyobrażeniem. Tak naprawdę, by zmienić emocje wystarczy zacząć robić coś innego, myśleć w inny sposób, zauważać inne rzeczy niż do tej pory. Każda emocja najpierw się pojawia, narasta i w końcu zaczyna słabnąć i zanikać. To bardzo istotna informacja dla osób uciekających od przykrych emocji i doznań. Kiedy na przykład próbujesz wyjść z jakiegoś nałogu, tym co cię paraliżuje jest strach przed „cierpieniem”, które zdaje się trwać wiecznie. Sekundy zdają się ciągnąć w nieskończoność. Cierpienie zawsze na chwilę słabnie, odchodzi, zapominamy o nim, a następnie znów je sobie „przypominamy”. Co ciekawe, znane wszystkim ze słyszenia, problemy z rzucaniem palenia są mocno wyolbrzymione. Okazało się, że wśród osób rzucających palenie, odstawienie nikotyny nie wywołuje prawie żadnych dolegliwości fizycznych, tylko psychiczne. Tym co nie daje spokoju jest nieustający brak „ulgi”, jaką dawał papieros. Palacz pozbawiony możliwości zapalenia papierosa staje się nerwowy, niepewny, rozdrażniony. Czuje pragnienie ponownego odczucia ulgi i odprężenia, które do tej pory uzyskiwał dzięki paleniu. Pozbawienie palacza „przyjemności” jaką było zaspokojenie głodu nikotyny, odbierane jest jako cierpienie. Pozbawienie cukierka, kiedy mamy na niego wielką ochotę, też może być traktowane jako cierpienie. Odebranie sobie przyjemności i związane z tym poczucie braku, staje się problemem.
Czy jest na to lek?
Jeżeli skoncentrujesz się na czymś innym i nie będziesz przeżuwał w kółko tego samego, to w końcu uwolnisz się od dręczącego wspomnienia. Kiedy zrozumiesz, że sam tworzysz pożywkę dla własnych emocji, łatwiej będzie ci sobie z nimi poradzić. Nie można być non-stop szczęśliwym, non-stop smutnym czy wkurzonym. Niestety większość osób uważa siebie za „ofiary złych emocji”. Emocje potrafią się zmieniać wielokrotnie w ciągu jednej minuty, ważne, żeby nami nie targały. Tak naprawdę nie jest ważne to, co się akurat wokół nas dzieje, tylko to jak to ocenimy i zareagujemy.
Wycofywanie się i unikanie stresowych sytuacji poprawia samopoczucie tylko na chwilę i tylko pozornie. Później musimy zmagać się z poczuciem wewnętrznej porażki. Problemy i trudności nie znikają, dlatego zauważenie i dopuszczenie do siebie negatywnych czy niechcianych emocji przed którymi próbujemy uciekać, poprawia jakość życia bo żyjemy bardziej świadomie. Wielu ludzi jest nieszczęśliwych na własne życzenie tylko dlatego, że świat nie jest taki, jakiego oczekiwali, bo „nie tak miało być”. Świat nigdy nie będzie taki, jak my chcemy. Nie mamy na to wpływu. Wpływ mamy jedynie na to, jak oceniamy to, co wkoło nas się dzieje, oraz na to, jakich wyborów dokonujemy właśnie teraz.
Jakie mechanizmy psychiczne powodują, że wpadamy w to błędne koło negatywnych myśli?
Myślimy za dużo o tym, o czym nie warto myśleć. Nasz mózg i umysł przede wszystkim próbują nas chronić, dlatego wolimy przygotować się na to, co najgorsze. Robimy to tysiące razy w ciągu dnia i to musi męczyć. Mamy ograniczone możliwości uwagi. Kiedy skupiamy się na tym, co nas boli, tracimy zdolność do dostrzegania tego, co pozytywne. Dzień po dniu, nasze myśli stają się coraz bardziej zautomatyzowane. Mózg zaczyna produkować chemiczne związki, które oddziałują na nastrój, a nasze ciało staje się coraz słabsze. To wszystko sprawia, że jesteśmy coraz bardziej zakorzenieni w negatywności. Wiele emocji sprawia, że jesteśmy osłabieni ciągłą czujnością i wyszukiwaniem zagrożeń.
Wspomina Pani o inteligencji emocjonalnej. Jakie znaczenie ma ona w zarządzaniu swoimi emocjami?
Żeby móc zarządzać emocjami, trzeba wyjść do jednej ważnej rzeczy: to ja mam emocje, a nie „emocje mają mnie”. Zdolność do zarządzania swoimi emocjami polega na wychodzeniu ze stanów emocjonalnych, które nam nie służą i wzbudzaniu takich, które nas wspierają. Nasze myśli powodują, że czujemy się „źle” lub „dobrze”. Kiedy potrafimy zarządzać myślami, wyobrażeniami i wspomnieniami, zarządzamy odczuwaniem. Kiedy mamy świadomość swoich uczuć, potrafimy lepiej reagować na sytuacje życiowe, szybciej się otrząsamy ze złego nastroju i podejmujemy lepsze decyzje. Silne emocje „odcinają myślenie” i warto o tym pamiętać. Ludzie z wysoką inteligencją emocjonalną potrafią patrzeć na świat z entuzjazmem i cieszyć się tym, co robią, bez względu na okoliczności. Mało kto to potrafi.
Emocje mają duży wpływ na nasze zdrowie. Czy jest jakiś przykład na to, jak negatywne emocje mogą wpływać na nasze ciało?
Złość, na przykład, to jeden z najbardziej destrukcyjnych stanów emocjonalnych. Od zawsze służyła do walki. Jest jak granat w rękach dziecka. Wybucha nieoczekiwanie, niszczy wszystko dookoła, rani nie tylko nas ale też osoby w naszym otoczeniu, sprzęty, relacje. Złość odcina myślenie, podnosi ciśnienie krwi i napięcie mięśni, może nawet prowadzić do zawału serca. Wszyscy znamy osoby, które nawykowo i z byle powodu reagują złością. Nie lubimy przebywać w ich towarzystwie. Równie szkodliwy dla organizmu jest przewlekły smutek, żal, poczucie bezradności czy beznadziei, co prowadzi do depresji i osłabienia ciała. Mówi się, że „nienawiść jest jak picie trucizny, z nadzieją, że kogoś innego szlag trafi”. Coś w tym jest.
Zatem ważne jest, by umieć zarządzać emocjami. Ale jak to robić na co dzień?
Na początek trzeba się zaprzyjaźnić ze swoimi emocjami. One po prostu się pojawiają. Zarządzanie nimi, to kwestia treningu. Zwykła myśl potrafi sprawić, że mamy kiepskie rezultaty. Wystarczy, że sobie pomyślę: „ale mi się nie chce” albo „to nie ma sensu” czy „jestem do niczego”, a moje ciało natychmiast słabnie, a ja nic nie robię. Podobnie jak uczymy się jazdy na łyżwach czy grania na instrumencie, tak samo możemy nauczyć się zarządzania emocjami. Kluczem jest samoświadomość oraz neuroplastyczność mózgu, który się uczy i zmienia. Im szybciej nauczymy się wychodzić ze złych stanów emocjonalnych, tym lepiej dla nas. Rozpoznawanie swoich emocji w danym momencie i świadome reagowanie na nie, to kluczowe elementy tego procesu. Kiedy mamy coś do zrobienia, dobrze jest wzbudzić w sobie entuzjazm i ciekawość. Moją ulubioną emocją jest na przykład gniew, który warto w sobie „włączyć”, kiedy coś nam się nie udaje. Gniew trzeba skierować na problem, a nie na siebie, wtedy dodaje nam on energii do radzenia sobie z trudnościami. Bardzo fajną emocją jest również ciekawość, kiedy z czymś sobie nie radzę, zadaję sobie pytanie: o co tu chodzi? Jak mogę zrobić to lepiej? Każdy może wyćwiczyć zdolność koncentracji, spokoju czy odczuwania radości. Niestety z jakiegoś powodu łatwiej nam popadać w zniechęcenie czy bezsilność. Zarządzanie emocjami jest szczególnie ważne u osób, które są „z natury” lękowe. Poznanie własnego lęku, jest pierwszym krokiem na drodze do radzenia sobie z tą wyjątkowo powszechną i trudną emocją.
A jak radzić sobie z negatywnymi emocjami, które pojawiają się w relacjach międzyludzkich, zwłaszcza w sytuacjach stresowych, takich jak w pracy czy w domu?
Takie emocje są i będą. Im lepiej rozumiemy siebie, tym szybciej nad nimi panujemy. Silną emocję łatwo zauważyć, ponieważ rośnie w nas napięcie i energia do walki. Ważne jest zrozumienie prostej zasady, że „świat i inni ludzie nie muszą spełniać moich oczekiwań”. Kiedy to zrozumiemy, negatywne emocje w relacjach zaczynają zanikać, bo dajemy innym możliwość bycia sobą. Nie jestem władcą wszechświata, żeby inni robili to, co ja chcę. Przydatna jest też umiejętność rozładowania napięcia zanim emocje przejmą kontrolę. Jeżeli nawykowo reagujemy silnymi emocjami, trzeba się odciąć od sytuacji czy osoby, z którą przebywamy. Jeżeli to nie jest możliwe, mówimy do siebie na przykład: to nie ma dla mnie żadnego znaczenia, co on mówi i robi. W takiej sytuacji niezbędne jest świadome, uspokajające oddychanie, bo to jedyny dostępny zawsze sposób na samoregulację. Jeżeli to możliwe, dobrze nam zrobi wyjście na spacer, rozmowa z kimś bliskim, odwrócenie uwagi. Kiedy już dojdziemy do siebie, warto się jak najdłużej delektować spokojem ciała i umysłu.
Jakie są pierwsze kroki w radzeniu sobie ze złością, zanim pozwolimy, by całkowicie nami zawładnęła?
Wszyscy wiemy, co wywołuje naszą złość, dlatego możemy jej zapobiegać. Zanim złość przejmie nad nami kontrolę, warto zacząć od nazwania tej emocji. Kiedy czujemy złość, smutek czy niepokój, warto po prostu powiedzieć sobie: „Oho, teraz czuję złość” albo „Teraz czuję niepokój”. Nazwanie emocji sprawia, że stajemy się bardziej świadomi tego, co się z nami dzieje. Emocja staje się słowem, stanem, odczuciem w ciele i niczym więcej. Kiedy zrozumiemy, że nie jesteśmy naszą emocją, tylko ją odczuwamy, możemy zacząć obserwować, jak wpływa ona na nasze ciało, oddech, ciśnienie krwi i napięcie mięśni. Dzięki temu będziemy w stanie lepiej kontrolować nasze reakcje, zamiast od razu działać pod wpływem impulsu. Jeżeli mamy już za sobą niekontrolowane reakcje emocjonalne, wiemy „na co nas stać”, możemy włączyć hamulce już w pierwszych sekundach wzbudzania złości i zacząć się jej po prostu przyglądać. Możemy obserwować, jak zmienia się nasze napięcie mięśniowe, rośnie energia do walki i po prostu ze współczuciem się temu przyglądać. Świadome, spowolnione oddychanie z wydłużonym wydechem, jest kluczowe dla uspokajania się. Warto zacząć je ćwiczyć i stosować, zanim dopadnie nas emocja złości.





