W świecie, w którym informacje, technologie i bodźce docierają do nas z każdej strony, utrzymanie spokoju i satysfakcji z życia staje się coraz większym wyzwaniem. Codzienny pośpiech, media społecznościowe, niekończące się powiadomienia i presja otoczenia sprawiają, że często czujemy się przytłoczeni, przemęczeni i… niezadowoleni.
W tym wywiadzie rozmawiamy z psycholożką, Magdaleną Strumińską-Morawską, o tym, jak współczesny świat wpływa na nasze samopoczucie psychiczne, czym tak naprawdę jest satysfakcja z życia i jakie strategie pomagają zachować równowagę w codziennym chaosie. Poruszamy też temat przebodźcowania, znaczenia snu, ruchu, relacji międzyludzkich oraz umiejętności bycia tu i teraz. To rozmowa o tym, jak w gąszczu informacji odnaleźć spokój, radość i prawdziwe poczucie szczęścia.
Zapraszamy do lektury wywiadu.
Jak dzisiejszy świat — pełen informacji, technologii i ciągłych bodźców — wpływa na nasze samopoczucie psychiczne?
Dzisiejszy świat to jedyna rzeczywistość, jaką zna młode pokolenie. Tymczasem dzisiejsi 40- i 50-latkowie dorastali w zupełnie innych realiach – spokojniejszych, z odmiennymi wyzwaniami. Dziś mamy do czynienia z przestrzenią pełną niezwykłych szans i możliwości, ale zarazem z nieustannym chaosem informacyjnym, przebodźcowaniem i mentalnym nieładem.
Trzy dekady temu czas dzielił się wyraźnie na szkołę czy pracę oraz dom. Dziś te przestrzenie niemal całkowicie się wymieszały. Stały dostęp do informacji sprawia, że coraz trudniej nam cokolwiek odroczyć – jeśli coś przyjdzie nam do głowy, od razu szukamy informacji w sieci albo piszemy wiadomość. A ponieważ przez nasze umysły nieustannie przepływa strumień myśli, praktycznie cały czas jesteśmy w działaniu. Chyba że przeciążenie jest tak duże, iż brakuje nam już sił. Wtedy o komforcie psychicznym trudno w ogóle mówić.
Nasze samopoczucie coraz częściej bywa złe – żyjemy w poczuciu chaosu, presji i nieustannego pędu. Zapomnieliśmy, jak naprawdę odpoczywać. Zamiast ciszy i wytchnienia mamy przed oczami ekrany smartfonów, migające obrazy telewizora czy komputera oraz setki reklam na ulicach. Towarzyszy nam kakofonia dźwięków, a wcale nie dostrzegamy bliskiego człowieka ani nie słyszymy jego słów. A przecież to właśnie więzi, odpoczynek i regeneracja są biologiczną podstawą dobrego życia – nie setki informacji i decybeli na minutę.
Czy jesteśmy dziś bardziej podatni na stres i przebodźcowanie niż wcześniejsze pokolenia?
Podatni jesteśmy tak samo jak wcześniejsze pokolenia. Różnica polega na tym, że oni dorastali w świecie z kilkudziesięcioma samochodami w mieście, jednym komputerem na całą szkołę, telefonem na kablu w co którymś domu i dwoma kanałami w telewizji. Dużą część czasu spędzali na dworze – na wsi, na polu czy w lesie. Nasz mózg nie zmienił się zbyt mocno od tamtej pory, ale rzeczywistość, z którą musi się mierzyć, rozwinęła się setki razy szybciej, niż nadążyła biologia.
To właśnie biologia każe nam być czujnymi, by przetrwać. Dawniej oznaczało to reagowanie na konkretne zagrożenia – dziś musimy radzić sobie z lawiną bodźców. W ciągu kilku chwil podświadomie i świadomie odbieramy tyle sygnałów, ile kiedyś cała wioska doświadczała przez rok. A mózg został zaprogramowany tak, by każdą informację natychmiast zauważyć, przeanalizować i przygotować organizm do działania. To pozwalało uniknąć niebezpieczeństwa i zwiększało szanse na przeżycie.
Dziś jednak ten sam mechanizm nie daje nam wytchnienia. Nie możemy uciec od milionów informacji tak, jak dawniej uciekaliśmy przed tygrysem czy choćby przed wiejskim kundlem. Każdy bodziec wywołuje reakcję organizmu: gotowość do walki lub ucieczki. I tak bez końca – przez całe dni, a nierzadko także noce. To właśnie prowadzi do permanentnego stresu, ciągłego pobudzenia i przebodźcowania. Niezależnie od wieku – dotyczy to zarówno dzieci, jak i dorosłych.
Czym właściwie jest satysfakcja z życia z psychologicznego punktu widzenia?
Satysfakcja z życia dla każdego oznacza coś innego – każdy z nas ma własną definicję szczęścia, sukcesu czy spokoju. By jednak mówić o prawdziwej satysfakcji, człowiek musi czuć, że jego kluczowe wartości i potrzeby są zaspokojone i zaopiekowane. To stan, w którym, oceniając swoje życie, mamy poczucie, że jest dokładnie takie, jakie być powinno – w każdej sferze: osobistej, zawodowej, relacyjnej czy zdrowotnej.
Pojawia się on wtedy, gdy patrzymy na miejsce, w którym żyjemy, i myślimy: „tak właśnie ma wyglądać mój dom, tu jest mi dobrze”. Gdy oceniamy swoją pracę i mamy poczucie, że robimy to, co daje nam radość, satysfakcję i godne życie – na poziomie, którego oczekujemy. Dla jednych będą to trzy wyjazdy all inclusive w roku do egzotycznych krajów, dla innych kilkudniowa wędrówka z plecakiem i namiotem po swojskich Bieszczadach.
Satysfakcja to stan, w którym mogę się na chwilę zatrzymać, spojrzeć na swoje życie i pomyśleć: „Jest dobrze! Jest dokładnie tak, jak powinno być”. Mam jeszcze plany i cele, ale nawet gdyby nie udało się ich zrealizować, wciąż czułbym zadowolenie. To niezwykle przyjemny moment, w którym świat jawi się w pozytywnych barwach – a my sami czujemy się OK.
Jakie czynniki najczęściej wpływają na to, że ludzie odczuwają (lub nie) satysfakcję z codziennego życia?
Kluczowe wydaje się to, jaki mamy poziom oczekiwań i jakie przekonania kierują naszym życiem. Często próbujemy funkcjonować według narzuconego „przepisu na dobre życie”. A przecież możemy cieszyć się drobiazgami: doceniać małe efekty własnych działań, zachwycać się nowym listkiem na domowej roślince, być dumni z drobnych osiągnięć dzieci czy z lodówki pełnej domowego jedzenia.
Możemy jednak patrzeć na świat inaczej – przez pryzmat braków. Wtedy dostrzegamy, że nie mamy egzotycznej rośliny jak sąsiad, samochodu z salonu za miliony, medali zdobywanych przez dziecko na kolejnych olimpiadach, czy krewetek w lodówce. W takiej perspektywie nasza codzienność zamiast budzić satysfakcję, wywołuje frustrację.
To, jak oceniamy swoje życie, zależy od wielu czynników: od rodzinnych przekonań o tym, co trzeba osiągnąć, by zasłużyć na szacunek, przez więzi, jakie mieliśmy i mamy z rodzicami, po środowisko, w którym żyjemy. Ale także od naszych cech osobowości i poczucia własnej wartości. To ostatnie może być mocno związane z ilością czy jakością posiadanych rzecz (co jest na dłuższą metę pułapką), albo całkowicie od tego niezależne.
Najważniejszym jest chyba poziom oczekiwań i przekonania, które bardzo często nakazują nam żyć jakoś, według jakiegoś „przepisu na dobre życie”. Bo możemy cieszyć się drobnostkami, doceniać małe efekty naszych działań, z zachwytem oglądać kolejny listek na najnowszej domowej roślince. Możemy cieszyć się małymi osiągnięciami naszych dzieci, możemy doceniać lodówkę pełną dobrego domowego jedzenia. Ale można też żyć widząc głównie braki. Nie mam egzotycznej rośliny jak sąsiad, nie jeżdżę autem z salonu za miliony, moje dziecko nie zdobywa medali na kolejnych olimpiadach, a do tego w lodówce nie mam ani jednej krewetki. I wtedy tak po ludzku nasz świat może budzić naszą satysfakcję albo niechęć.
Czy można nauczyć się być bardziej zadowolonym z życia? Jakie kroki warto podjąć?
Oczywiście, że satysfakcja z życia jest możliwa tu i teraz – pod warunkiem, że podejmiemy decyzję, iż naprawdę jej chcemy. To jednak wymaga zmiany myślenia: o sobie, o świecie, o rzeczach, które posiadamy i o ludziach wokół nas. Wymaga też przebudowania naszego systemu wartości. To praca umysłowa: analiza sytuacji, celów i priorytetów. Czasem dziesiątki rozmów o tym, co naprawdę jest ważne.
Warto zadać sobie pytanie: co tak naprawdę ma znaczenie na koniec dnia? Czy ważniejsze jest „mieć” (a tu zawsze można więcej, szybciej, drożej), czy może „być” – doświadczać, widzieć, przeżywać? Drobnostki, które składają się na życie.
Jeśli w środowisku, którego ocena mnie jako osoby jest dla mnie istotna, liczą się drogie samochody, apartamenty w prestiżowych dzielnicach i wysokie pensje, a ja sam najbardziej cenię książki i spacery po dzikim polu – trudno mi będzie odnaleźć zadowolenie. Ale jeśli znajdę ludzi, którzy podzielają moje wartości, albo uczciwie przyjrzę się sobie i zacznę robić to, co naprawdę daje mi radość a nie jest próbą podobania się innym – wówczas satysfakcja stanie się dostępna.
To także kwestia aktywności i wykorzystywania swoich możliwości. Dzięki temu unikamy poczucia zmarnowanej szansy, niewykorzystanych talentów, nieprzeżytych chwil. Ale najważniejsze jest bycie tu i teraz: zauważanie tego, co w danym momencie sprawia przyjemność, czego właśnie teraz potrzebuję, co mnie cieszy i zachwyca. Bo w codziennym pędzie łatwo umykają nam dobre chwile. A jak można być zadowolonym, skoro ciągle za czymś gonimy, a jednocześnie kiedy już to „łapiemy”, nie potrafimy się tym cieszyć, celebrować sukcesów, bo natychmiast wyznaczamy nowe cele?
Jak rozpoznać, że jesteśmy przebodźcowani?
Czasem widać to po tym, że nie mamy siły wstać z łóżka. Czasem po tym, że wybuchamy coraz częściej i w coraz bardziej błahych sytuacjach. Tracimy cierpliwość – do innych i do siebie. Pojawiają się trudności z koncentracją, nie kończymy rozpoczętych spraw, gubimy się w drobnych problemach.
Nocą nie możemy zasnąć, bo w głowie galopują setki myśli i zmartwień. Od tygodnia nie mamy w domu pieczywa, choć codziennie odwiedzamy sklep – i wciąż o nim zapominamy. Dźwięk telefonu budzi w nas chęć roztrzaskania go o ścianę. A jedyną rzeczą, na którą mamy siłę i ochotę, jest schowanie się pod kocem i niewychodzenie spod niego przez następne sto lat.
Jak nadmiar bodźców wpływa na naszą koncentrację, emocje i relacje?
Ogólnie – źle. Im więcej mamy na głowie, tym częściej popełniamy błędy, trudniej nam się skoncentrować i coś zapamiętać. Uwaga staje się rozproszona, w głowie panuje chaos, a dokończenie czegokolwiek graniczy z cudem. Kolejne bodźce tylko pogłębiają ten stan.
Im jest trudniej, im więcej błędów popełniamy – tym większa pojawia się złość. Problem w tym, że mamy coraz mniej przestrzeni, by ją pomieścić i oswoić. Dlatego łatwo wybuchamy – krzykiem albo płaczem. Trudniej kontrolować destrukcyjne zachowania i słowa, a ludzie wokół zamiast wsparciem stają się w naszej percepcji przeciwnikami.
Dla otoczenia to także ciężkie doświadczenie. Przebodźcowana osoba potrafi zareagować gwałtownym wybuchem w błahych sprawach – bez zapowiedzi, od razu z pełnym impetem. Inni odbierają to jako trudne, więc zaczynają się wycofywać i unikać kontaktu. Szczególnie bolesne jest to w relacji rodzic–dziecko: jeśli dorosły sam nie potrafi się uspokoić, trudno mu pomóc dziecku się wyciszyć. Napięcie tylko rośnie, a w emocjach zdarza się zrobić lub powiedzieć coś, czego później się żałuje.
A przecież do dobrego, satysfakcjonującego życia potrzebujemy innych ludzi. Problem w tym, że przebodźcowanie sprawia, iż czasem właśnie ich – zamiast przyciągać – od siebie odpychamy
Czy istnieją sprawdzone sposoby na „odłączenie się” od nadmiaru informacji?
Najpierw trzeba uświadomić sobie, że jesteśmy przebodźcowani. Zrozumieć, że to właśnie to jest przyczyną zmęczenia, rozdrażnienia i napięcia. Kolejny krok to zatrzymanie się i zaplanowanie systematycznych działań – zamiast polegać na jednorazowej „akcji wielkiego odpoczynku”, która zwykle kończy się frustracją wobec wciąż galopujących myśli i ogólnego niepokoju.
Najprostszy sposób to odłożenie telefonu, wyłączenie telewizora czy radia bombardującego reklamami i wiadomościami. Można to robić codziennie, w określonych porach, lub w weekendy. Kolejny element to kontakt z naturą – to naprawdę nie slogan. Wiatr, zieleń, plusk wody i widok natury działają kojąco. Są stałe, pozwalają odłączyć się od codziennego zgiełku i spojrzeć na świat uważnie. Popatrzeć w dal, bo przecież nasze oczy zostały stworzone do patrzenia daleko przed siebie.
Nie wolno też zapominać o tym, co oczywiste: sen. Osiem godzin snu, a minimum siedem, w ciemności i bez ekranów, daje organizmowi czas na regenerację. To pozwala „pomieścić” więcej bodźców i lepiej radzić sobie z tym, co do nas dociera każdego dnia.
Jakie codzienne nawyki wspierają dobre samopoczucie psychiczne?
Chodzi o sen, dobre i zdrowe jedzenie o w miarę stałych porach, ruch, który naprawdę podnosi poziom endorfin na dłużej, a także wyraźne rozdzielenie czasu pracy i odpoczynku. To wszystko jest dostępne dla każdego.
Nie potrzeba przy tym najnowszych trendów, jak medytacja, aby czuć się dobrze – choć ona także świetnie wspiera samopoczucie, pozwalając na chwilę świadomego oddechu. W codziennym biegu często zapominamy nawet o tym podstawowym rytuale.
Warto też znaleźć czas na hobby, rozmowę z drugim człowiekiem i… na nicnierobienie. Czas, który pozwala po prostu być, a nie działać, choć wielu z nas nie chce o tym nawet słyszeć.
Jaką rolę w budowaniu odporności psychicznej odgrywają: sen, aktywność fizyczna, relacje społeczne czy czas offline?
Sen pozwala się zregenerować i na chwilę odciąć od codzienności. Kiedy jesteśmy wypoczęci, łatwiej się skoncentrować, popełniamy mniej błędów i jesteśmy w stanie zrobić więcej – a to z kolei daje poczucie, że radzimy sobie z życiem. To podstawowy fundament odporności na stres.
Aktywność fizyczna wzmacnia mięśnie, co zwiększa pewność siebie, a także uwalnia endorfiny – hormony szczęścia. Dodatkowo obniża poziom kortyzolu, hormonu stresu, który szybciej rozkłada się podczas wysiłku.
Relacje społeczne dają wspólny śmiech, poczucie bliskości, wsparcie w trudnych momentach i kontakt fizyczny – bardzo ważny dla naszego dobrostanu. To poczucie przynależności, jedna z podstawowych potrzeb, która daje nam bezpieczeństwo.
Czas offline to z kolei szansa na zauważenie własnego zmęczenia, zatrzymanie FOMO – obawy, że coś nas ominie – oraz docenienie tego, co naprawdę mamy. To także możliwość dostrzeżenia drugiego człowieka obok nas i budowania realnej więzi, a nie jedynie „laikowania” setek wpisów w mediach społecznościowych.
Im bardziej jesteśmy obecni przy sobie, tu i teraz, i im bardziej dostrzegamy dobro, które nas otacza, tym większa nasza odporność psychiczna i radość z życia.
Co możemy zrobić, kiedy czujemy się przytłoczeni, mimo że „teoretycznie” wszystko w naszym życiu jest w porządku?
Na pewno warto wprowadzić wszystko, o czym była mowa wcześniej: odpoczynek, ruch, relaks, kontakt z innymi ludźmi, czas spędzony w naturze. Ważne jest też zatrzymanie się i uważne przyjrzenie temu, co się dzieje, by zrozumieć źródło przytłoczenia. Czasem trudno dostrzec to samemu – w takich sytuacjach warto porozmawiać z kimś bliskim lub z psychologiem. Z zewnątrz wszystko widać nieco inaczej, czasem wyraźniej i pełniej.
Jak wpływa na nas porównywanie się z innymi w mediach społecznościowych?
To temat-rzeka. Porównując czyjąś scenę życia do naszego zaplecza, zawsze wypadniemy blado. Jeśli zaczynamy biznes i zestawiamy się z gigantem obecnym na rynku od lat, nasze zawsze wydaje się mniejsze, gorsze, niewystarczające. A gdy spojrzymy w lustro zaraz po wstaniu, nie mamy szans w starciu z wizerunkiem wykreowanym przez stylistów, fryzjerów i tony makijażu.
Bo ci „inni” nie pokazują, jak płaczą, jak cisną ich gorsety i za szpilki na dziesięciocentymetrowym obcasie. Nie pokażą bałaganu na egzotycznych ulicach. Zobaczysz lazurową wodę, a dziki tłum rozwrzeszczanych ludzi zniknie pod filtrem błękitnych obłoczków.
Jak więc można dobrze oceniać siebie, gdy u nas wszystko jest takie zwyczajne? Coraz częściej jednak osoby z idealnych zdjęć w social mediach przyznają się do depresji. Bo presja, upiększanie rzeczywistości i nieustanne gonienie naprzód ze sztucznym uśmiechem i wciągniętym nieustannie brzuchem nie przynoszą prawdziwego szczęścia.
Czy bliskie relacje mogą chronić przed negatywnym wpływem przebodźcowania? Jak je pielęgnować?
To zależy od tego, na czym relacje są zbudowane. Jeśli opierają się na wymaganiach i ciągłym dostosowywaniu – to nie, wręcz przeciwnie. Ale jeśli są dobre, budujące, w których mogę być sobą – w których mogę włożyć dres, poleżeć na zwykłym kocu i rozmawiać bez końca – to zdecydowanie tak.
Aby takie relacje trwały, trzeba o nie po prostu dbać: widywać się, rozmawiać, pamiętać o sobie nawzajem, być obecnym w trudnych chwilach i pokazywać siebie prawdziwego. Nie wersję pokolorowaną zgodnie z najnowszym krzykiem instagramowej mody.
Jaką jedną rzecz każdy z nas mógłby zrobić już dziś, aby poprawić swoje samopoczucie?
Myślę, że dla każdego „bycie w porządku” będzie oznaczało coś innego. Ale warto spróbować prostego ćwiczenia: spojrzeć sobie w oczy w lustrze i powiedzieć – „Jesteś OK. Nie musisz za niczym gonić. Nie musisz być inny. Wszystko z tobą w porządku. Możesz dziś odpocząć. Masz do tego prawo!” I naprawdę przez chwilę po prostu patrzeć przez okno, nie robiąc nic konstruktywnego. To nas buduje. Czy może raczej – odbudowuje.
Czy są jakieś mity lub nieporozumienia na temat szczęścia i dobrostanu, które warto obalić?
Często wierzymy, że szczęście to coś, co osiąga się ciężką pracą i na zawsze je zdobywa – jak kraina mlekiem i miodem płynąca. Tymczasem szczęśliwi tak naprawdę bywamy. Im mniejszą wywieramy na siebie presję, im mniej od siebie oczekujemy i im częściej się zatrzymujemy tym więcej go doświadczamy.





