Zadzwoń i umów się: (+48) 22 853 20 50 (+48) 22 853 20 50

Próba samobójcza dziecka to wołanie o pomoc

wywiad z eksperami cover
wywiad z eksperami cover

Dane z 2022 roku dotyczące liczby prób samobójczych są zatrważające – ponad 2000  prób, 150 zakończonych śmiercią dziecka. Czy to są rzeczywiste dane, czy może są jednak niedoszacowane?

Te dane są zdecydowanie niedoszacowane jeśli chodzi o próby samobójcze, ponieważ są to dane pochodzące wyłącznie z danych Komendy Głównej Policji. A zatem mówimy wyłącznie o zdarzeniach, o których ktoś zawiadomił służby (np. po rozmowie w Telefonie Zaufania), a w ślad za tym na miejscu pojawiła się Policja.

Natomiast osoba, która zażyje dużą ilość leków, następnie mówi o tym rodzicom, a ci zabierają ją do szpitala, nie trafia do tego rejestru. Bo służby medyczne nie mają takiego obowiązku. Oczywiście, jeśli w trakcie diagnozowania dowiadujemy się, że próba samobójcza była następstwem przemocy, to wtedy powiadamiane są służy policyjne, socjalne.  Natomiast warto pamiętać o tym, że nie mamy w Polsce spójnego systemu raportowania prób samobójczych. Oczywiście, liczba samobójstw dokonanych jest prawdziwa. Natomiast, jeśli chodzi o liczbę prób samobójczych, to one są mocno niedoszacowane, zwłaszcza, że z tych szeroko dostępnych danych wynika, że na dziesięć prób samobójczych przypada jedno samobójstwo. A tak naprawdę jest kilkadziesiąt prób na jedno samobójstwo. Taka jest rzeczywista skala. Prób samobójczych jest wielokrotnie więcej.

Mam też światowe danie, obejmujące ponad na 600 milionach osób. I co mówią te badania? Częstość występowania myśli samobójczej u dzieci i młodzieży wynosi 15%. Prób samobójczych 2,6%. Około 17% osób z myślami samobójczymi podejmuje próbę, czyli co szósty badany. A przekładając te badania na Polskę – jeśli przyjmiemy że z blisko 7 milionów dzieci i młodzieży w Polsce połowa jest w wieku, w którym może mieć myśli samobójcze czyli ok 3 miliony dzieci razy 15%, to 450 tysięcy dzieci i młodzieży. A zatem mówimy o pół milionie nieletnich, którzy mają myśli samobójcze.

Czy na przestrzeni lat liczba samobójstw rośnie?

W Polsce mamy wzrost liczby samobójstw od połowy drugiej dekady XXI wieku, ale jest to wzrost stosunkowo nieduży i raczej zmienny. Natomiast, co do zasady, w świecie zachodnim mamy zdecydowanie dramatyczny wzrost prób samobójczych i samobójstw po pandemii COVID-19, czyli generalnie w latach 2021-2022. I to nie dotyczy tylko Polski, ale całego świata. Np. w Niemczech przyjęcia na SOR po próbach samobójczych wzrosły trzykrotnie.

W Stanach Zjednoczonych okres oczekiwania na miejsce w szpitalu po próbie samobójczej wydłużyło się  z niecałych dwóch dni do aż sześciu. Tak wygląda tamtejszy system – trafia się na SOR i czeka się tam aż znajdzie się miejsce na oddziale psychiatrycznym.

Stale przewija się pandemia, jako czynnik wpływający na liczbę prób samobójczych.  Czyli izolacja,  stały dostęp do internetu, do komputera dla dzieci, które dotychczas z tego komputera aż tak bardzo nie korzystały. Co jeszcze pandemia tak złego wniosła, że próby samobójcze się nasiliły?

Proszę zauważyć, że w czasie pandemii próby samobójcze wśród dzieci praktycznie nie miały miejsca.  Dopiero po pandemii nastąpił wzrost. I to znowu jest coś, co jest znane od lat, że częstość zachowań samobójczych spada w momentach kryzysów, a rośnie po. I tutaj powodów jest całe mnóstwo. Chociażby zaległości szkolne, które narosły w czasie lockdownu i nagły powrót do szkoły. Zaległości w rozwoju społecznym. To było de facto „wyjęcie” dwóch lat rozwoju.  Nigdy wcześniej nie zrobiono takiego eksperymentu, że pozbawiono dzieci i młodzież dwóch lat rozwoju społecznego i edukacyjnego.

Kolejna konsekwencja pandemii, to zamknięcie rodzin w domach, rodzin w których była przemoc, alkohol, a tym samym nasilenie tej przemocy w czasie zamknięcia. Jak się ma ojca alkoholika, to można się nauczyć z tym żyć, np. wracając później do domu, wychodząc do kolegów, trochę manewrując aby unikać sytuacji konfliktowych. Natomiast gdy jest się zamkniętym z takim przemocowym rodzicem przez 24 godziny na dobę, to sprawa jest trudniejsza.

Mamy też grupę dzieci, które już przed pandemią miały pewne deficyty i nie były sobie w stanie poradzić z nauczaniem online. Albo połączenie tego z niewydolnością  rodzicielską, gdy rodzic nie dopilnowywał nauczania online swojego dziecka, które było w pierwszej lub drugiej klasie, a po lockdownie okazuje się, że dziecko jest już w czwartej klasie, ale nadal nie umie czytać.

A zatem te wszystkie  elementy nałożyły się na siebie i skutkują częstością prób samobójczych wśród dzieci, z którą się dzisiaj się mierzymy.

Warto też tutaj dodać, że każdy wielki kryzys, gospodarczy, finansowy, zwiększa ryzyko zachowań samobójczych. Czyli w momencie, kiedy jest źle, w jakiś tam sposób się mobilizujemy, ale później wszystkie  następstwa kryzysu zaczynają się ujawniać.

Skąd u dzieci  taka świadomość tego,  czym jest samobójstwo i jak można go dokonać, jakie niesie ze sobą konsekwencje? Bo mówimy o dzieciach w różnym wieku,  to może być nastolatek,  ale mówimy też o dzieciach kilkuletnich.

Nieograniczony dostęp do informacji, do mediów. Proszę spędzić w sieci 10 minut – zawsze natkniemy się na informację o śmierci samobójczej.

W historii  suicydologii, nauki o samobójstwach, znany jest tak zwany efekt  młodego Wertera.  To powieść, w której bohater popełnia samobójstwa i w ślad za tym przetacza się fala samobójstw. Kiedy studiowałem, to zawsze uczono mnie, że należy zwrócić szczególną uwagę na sytuację, gdy ktoś samobójstwo, aby taka informacja czy to w szkole, w danej wsi, czy w innym środowisku nie powodowała fali kolejnych przypadków. Czyli pojawienie się idei zachowania samobójczego, jako sposobu rozwiązania sytuacji problemowej. A dzisiaj wszyscy  jesteśmy taką gigantyczną wsią, w której co chwilę ktoś popełnia samobójstwo lub podejmuje próbę. A zatem łatwo na takie informacje się natknąć i potraktować, jako metodę rozwiązania swoich problemów.

Tylko tu chodzi mi bardziej o taką świadomość dziecka, że zdaje sobie sprawę, że odebranie sobie życia rozwiąże jego problem, że wie czego szukać w sieci. 

Ono nie szuka. Ono czuje się głęboko nieszczęśliwe, ma poczucie, że jest w sytuacji nie do rozwiązania. Przytoczę tutaj pewną historię. Trzynastoletnia dziewczynka, po próbie samobójczej. Nawet nieźle się ucząca. Rodzice rozwiedzeni, ale raczej w dobrych relacjach. Natomiast z wywiadu wynika, że mama sięga po alkohol. Taki kobiecy alkoholizm – wykształcona, nieźle zarabiająca, wysoko funkcjonująca, ale wypijająca butelkę wina wieczorem. A po alkoholu zaczynająca być agresywna, drażliwa, „czepliwa”. Wyrzucała córce rzeczy z szafy, krzyczała, że ma zrobić porządek z tym bałaganem. Sprawdzała zeszyty i oczekiwała poprawienia pracy domowej. I tak przez wiele miesięcy. Dziewczynka jest jedynaczką. Nie chce  prosić o pomoc ojca, bo ma do niego żal, że je zostawił. A idea, że jak ma się 13 lat i za 5 lat mogę skończyć szkołę  i się wyrwać z domu, jest ideą abstrakcyjną, nie miła też wzorców zawracania się po pomoc. To są zbyt odległe terminy z perspektywy dziecka. Zatem sytuacja wydaje się nierozwiązywalna. Dziewczynka trafiła do mnie po próbie samobójczej, po diagnozie wiem, że nie cierpiała na depresję, ale w sposób nieodpowiedni, jednak typowy dla swojego weku i poziomu  rozwoju oceniła sytuację i podjęła decyzję. Natomiast są też pacjenci z depresją, którzy interpretują większość sytuacji problemowych, jako nierozwiązywalne. W ich głowach wszystko urasta do rangi gigantycznego problemu.

Czy każdorazowo dzieci podejmujące próby samobójcze wywodzą się z tak zwanych trudnych rodzin?

Jeśli rodzina jest wspierająca się, komunikująca się i w miarę zainteresowana losem swojego dziecka, to relatywnie rzadko w takich rodzinach dochodzi do prób samobójczych. Zwykle wcześniej dochodzi do wyłapania sygnału ostrzegawczych, ujawnienia myśli bądź planów samobójczych.

Oczywiście nawet w najlepszych, najzdrowszych rodzinach dziecko może zachorować na ciężką depresję, może zachorować na schizofrenię, natomiast próby samobójcze, niezwiązane z diagnozami chorób psychicznych, są zwykle reakcja na kumulację problemów, które przekraczają zdolność dziecka do rodzenia sobie z nimi, w połączeniu z niewystarczającym wsparciem i możliwościami uzyskania pomocy.

A jaka jest  skala, że to rodzic zgłasza się do lekarza, do terapeuty, zauważając problem u swojego dziecka?

Duża. Dość często pacjenci ujawniają plany samobójcze na wizycie u lekarza lub terapeuty, ale to też świadczy o tym, że dziecko otrzymało właściwą pomoc,. Mamy też dużo zgłoszeń od psychologów szkolnych. Czyli ktoś gdzieś tam miał wiedzę i zrobił, co do niego należy. Bo pytanie o zamiary samobójcze jest zasadą w rozmowie z nastolatkiem, trafiającym po pomoc psychologiczną lub psychiatryczną. To jest dokładnie tak, jak mierzenie ciśnienia u pacjenta, który się zgłasza na SOR – jest standardowe.

A naszym zadaniem jest ocena tego, czy dziecko ma tylko myśli samobójcze czy może już plany ich zrealizowania oraz ryzyko podjęcia próby. Bo mamy całe kontinuum od myśli: „ojej, moje życie jest nieznośne i mam czasami takie myśli,  żeby się już nie obudzić”, albo „moje życie jest nieznośne, mam takie myśli, że może bym sobie coś zrobił, ale nie zrobię, bo rodzice będą smutni, albo nie zrobię tego, bo jestem wierzący, albo nie zrobię tego mojej przyjaciółce”.

Albo „moje życie jest nieznośne, mam dość tego życia i myślę, że chyba powinienem z tym skończyć i już zacząłem czytać, ile leków bez recepty muszę wziąć, żeby zabić się skutecznie”.

Najczęściej dzieci, młodzież sięgają po lekarstwa?

Najczęściej są to leki, ale obecnie dużo jest również skoków z dużej wysokości.

Kto zatem najczęściej, najszybciej jest w stanie wyłapać, że coś złego dzieje się z dzieckiem? Rodzice, szkoła, psycholog szkolny?

Każdy do którego zwraca się dziecko i ma z nim dobry kontakt. Największe znaczenie ma tu dostępność systemu pomocy. Dostępność osób, do których dziecko może się zwrócić po pomoc, którym ufa, do których ma poczucie, że nie zostanie zlekceważone, że zostanie potraktowane poważnie, nie będzie wyśmiane, nie będzie skarcone. Najlepiej gdy będzie to rodzic, ale niekiedy dzieci starają się chronić rodziców, nie martwic ich. To może być pedagog szkolny, lubiany nauczyciel.

Ale też bardzo dużo zgłoszeń mamy z telefonów zaufania, z internetowych chatów zaufania. To są również koledzy i koleżanki, którzy potrafią wyłapać jakieś symptomy, zauważą, że coś niepokojącego się dzieje lub dostają pożegnalnego smsa od kolegi albo słyszą w rozmowie, że kolega chce kupić leki i je zażyć. Wtedy dzwonią do swojej mamy, która dzwoni do mamy tego kolegi. Oczywiście dobrze, że jest taka wrażliwość na inne osoby wśród młodych ludzi, ale musimy też pamiętać, że jest do zdecydowanie dla nich obciążające.  

A czy szkoły stają na wysokości zadania? Jak to jest z obecnością  pedagogów, psychologów na pokładzie szkoły?

Oni są, ale są też różnie dostępni. Poza tym czasami trudno pójść do psychologa w szkole, bo przecież wszyscy to zobaczą. Więc czasami łatwiejszy jest telefon zaufania, bardziej anonimowy. Ale pamiętajmy, że relatywnie rzadko próba samobójcza jest pierwszą oznaką, że coś się dzieje. Zwykle jednak jest coś wcześniej. Następuje jakaś zmiana zachowania. Przykład nastoletniej dziewczyny, która popełnia próbę samobójczą po zawodzie miłosnym. To jest czynnik spustowy, bo żadna zdrowa nastolatka, mająca wsparcie w systemie rodzinnym i mająca prawidłowe reakcje rówieśnicze nie zabija się po zerwaniu z chłopakiem.  Zwykle obecne jest  przekonanie, że to jest „koniec świata”, że ta więź była najwspanialsza, jedyna i najważniejsza w jej życiu. Po drugie, nie chroni jej przywiązanie do najbliższych, poczucie bycia ważna i potrzebną. Być może  też nie rozmawiano z nią o tym co zrobić, gdy jest jej bardzo smutno. O tym, że w ogóle można rozmawiać, że można się w każdej sytuacja zwrócić po pomoc.

A rodzice potrafią rozmawiać ze swoimi dziećmi?

Ja mam kompletnie nieadekwatny punkt widzenia. Wśród dzieci, które trafiają do szpitali psychiatrycznych, odsetek rodziców mających  trudności w komunikacji ze swoimi dziećmi jest oczywiście olbrzymi. Ale też nie chciałbym obarczać całą winą rodziców, którzy bardzo często sami borykają się z wieloma problemami. Sami zajęci są swoim cierpieniem, swoją depresją, swoim uzależnieniem, swoją samotnością, swoją koniecznością samodzielnego utrzymania dzieci. Zatem rodzic bywa niedostępny z bardzo różnych powodów.

Bardzo często mam kontakt z rodzicami, którzy sami wyszli z rodzin alkoholowych, przemocowych, a którzy  wchodzą w swoje rodzicielstwo z takim przekonaniem, że „u mnie tak nie będzie”. Ale stwierdzenie, że będzie „nie tak”, to wcale nie znaczy, że wiemy jak. I z przekonania, że dobrze, wcale nie znaczy, że lepiej. Moje dzieci nie będą bite i nie będą przede mną uciekały – to jest na poziomie deklaracji, a z tego wcale nie wynika, że umiem rozmawiać z dzieckiem, skoro ze mną nikt nie rozmawiał. Nie mamy studiów podyplomowych z rodzicielstwa. Nie wieszamy sobie na ścianie dyplomu ukończenia Master of Parenting. Wchodzimy w rodzicielstwo z pełnym bagażem swoich własnych doświadczeń. I nawet świadoma chęć zanegowania pewnych doświadczeń, nie daje wyłącznie pozytywnych wzorców. 

Jaka jest ścieżka pracy z dzieckiem, które podejmuje próbę samobójczą lub gdy wiadomo, że ma myśli samobójcze?  

Najpierw jest  diagnoza – czy to jest nieadekwatna reakcja na sytuację, czy to jest np. depresja, czy to jest choroba psychiczna, która wymaga leczenia. Mamy jeszcze konceptualizację – co spowodowało, że to konkretne  dziecko, żyjące w takim świecie, w takiej sytuacji, podjęło próbę samobójczą. Wtedy następuje planowanie pomocy i  powolna próba zmiany czynników, które przyczyniły się do podjęcia próby. Oczywiście długość takiego procesu zależy od samego pacjenta. U impulsywnej pacjentki u której próba samobójcza była nieprzemyślana, reaktywna i  która żałuje już  godzinę po wzięciu leków. I tu następuje próba oceny, dlaczego jest tak impulsywna. Dokonuje się też oceny, dlaczego ona w tym momencie poczuła się tak straszliwie nieszczęśliwa. Zwykle podczas takiej oceny dochodzimy do opowieści pt.: „w domu źle, z kolegami źle, w szkole źle”. Albo: „w szkole źle,  w domu mają mnie gdzieś”. Bywają różne konstelacje. Zwykle staramy się zmienić te elementy, które wydają się najistotniejsze. Staramy się nauczyć pacjentów generowania rozwiązań, szukania pomocy,  rozładowywania napięcia. Oceniamy źródła niepowodzeń edukacyjnych i co można z nimi zrobić. Ważne jest przygotowanie planu bezpieczeństwa, omówienie, co może zrobić, kiedy się gorzej poczuje, do kogo się może zwrócić.

A czy w grę wchodzi również terapia rodzinna, bo jeżeli mówimy też o problemach wewnątrz rodziny, czy rodziny podejmują się takiej terapii?

Im młodsze dziecko, tym terapia rodzinna jest bardziej konieczna. Jeśli dziecko ma 12, 13, 14 lat, to ono spędzi w tej rodzinie jeszcze parę lat. Z osiemnastolatkiem można pracować już indywidualnie, np. nad zdolnościami radzenia sobie z problemami i wyjścia w dorosłość. Natomiast w przypadku młodszych dzieci nie zawsze jest to terapia rodzinna, często jest to terapia indywidualna z zaangażowaniem rodziców. Czasami jest to leczenie rodzica, a czasami to jest po prostu interwencja sądowa w przypadku np. nasilonej przemocy.

Czy  duża część, duży procent dzieci, które podejmowały próby samobójcze, powtórzą taką próbę?

Dobre pytanie. Badania są różne, ale tak, część dzieci powtórzy próbę odebrania sobie życia.  Najczęściej takie próby powtarzają te dzieci, które nie podjęły terapii, bo np. miały taki fantastyczny efekt „honeymoon”. To znaczy po próbie samobójczej przez miesiąc było cudownie, mama nie odstępowała dziecka od łóżka, później cały swój czas poświęcała dziecku, dopieszczała, organizowała wspólny czas. Czyli dziecko czuło się potrzebne. Mijał czas, i tym samym efekt zaangażowania rodzica mijał. Efekt przerażenia faktem, że moje dziecko chciało się zabić, powoli się zaciera. Wszyscy zaczynają wracać do swoich dotychczasowych zachowań. Ale jednocześnie dziecko nie poszło na terapię, rodzina nie poszła po pomoc, w związku z czym nie zadziało się nic. A zatem historia się powtarza. Czasami próba samobójcza jest sposobem spowodowania jakiejś zmiany. Mamy takich pacjentów, którzy czasami mówią, że musieli odpocząć, a szpital jest dla nich ucieczką. Tylko że próba, której skutkiem miało być trafienie do szpitala może się skończyć tragicznie.

Czy myśli Pan, że gdy dzisiaj się tak dużo mówi o psychiatrii dziecięcej, właśnie o próbach samobójczych, że nastąpi odbicie, że znowu duża część tych dzieci z myślami samobójczymi zostanie odpowiednio wcześnie zaopiekowana? 

Należy na to spojrzeć przez pryzmat statystyk. Częstość prób samobójczych rośnie szybciej w stosunku do dokonanych samobójstw. W stosunku do 2019 roku próby samobójcze rosną dwukrotnie, a samobójstwa razy półtora. Zatem udaje się uratować wiele dzieci.

Panie Profesorze, swego czasu była mowa o prewencji suicydalnej do wprowadzenia  w szkołach. Czy to się w ogóle zadziało?

Na pewno wiele szkoleń w szkołach się odbyło. Trudno mi jednak mówić o jakichkolwiek ich ewaluacjach. Odbywa się to raczej na zasadzie: mamy problem, ogłaszamy przetarg, zgłasza się firma X i robi pogadanki wśród nauczycieli. Tym samym temat jest chwilowo odfajkowany. Z drugiej strony te duże programy prewencji samobójstw wśród nastolatków maja ograniczona skuteczność gdyż nie mogą działać w oderwaniu od całej sytuacji społecznej.

Natomiast znane są też dobre przykłady, jak chociażby Węgry, które przez długie lata były wskazywane jako kraj z najwyższym wskaźnikiem samobójstw wśród dorosłych. W pewnym momencie wprowadzono tam szeroką profilaktykę, działania edukacyjne, filtr na informacje w mediach, zwiększono dostępność do usług medycznych i psychologicznych, i w ślad za tym liczba samobójstw w Węgrzech „uśredniła się”  do innych krajów unijnych.

Myślę też, że sporo mitów, które narosły wokół samobójstw, zostało wyplenionych, jak chociażby to, że jak ktoś mówi, że się zabije, to na pewno się nie zabije. Mamy dzisiaj wyostrzoną czujność, szybciej reagujemy na sygnały mogące sugerować zachowania samobójcze.

Poprawił się też dostęp do opieki psychologicznej, i to właśnie psychologowie pytają o występowanie myśli samobójczych. Oni też się uczą pracy z dzieckiem, które ma zachowania samobójcze, i z jego rodziną. Oczywiście w ślad za tym, oddziały psychiatryczne zostały zalane falą pacjentów, ale może właśnie dzięki temu ci mali pacjenci żyją. Lepsza jest jakakolwiek reakcja, niż jej brak.

image

prof. dr hab. med. Tomasz Wolańczyk, psychiatra dzieci i młodzieży

Lekarz, specjalista psychiatrii dzieci i młodzieży, neurolog, epileptolog, certyfikowany psychoterapeuta poznawczo-behawioralny Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej (certyfikat PTTPB nr 16). Profesor zwyczajny, kierownik Kliniki Psychiatrii Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz ordynator Oddziału Klinicznego Psychiatrii Wieku Rozwojowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM.

Twórca pierwszej w Polsce Poradni Nadpobudliwości Psychoruchowej przy Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego WUM. Były Konsultant Wojewódzki oraz Krajowy w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży. Członek wielu towarzystw naukowych w tym członek –założyciel PTTPB i European Society for the Study of Tourette Syndrome (ESSTS). Autor lub współautor ponad 300 publikacji naukowych, w tym artykułów naukowych, monografii, opracowań zbiorowych oraz wystąpień i doniesień zjazdowych, poświęconych zaburzeniom psychicznym wieku rozwojowego, ze szczególnym uwzględnieniem psychometrii (przygotowanie i standaryzacja wielu narzędzi badawczych), epidemiologii psychiatrycznej, zespołu nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD), zaburzeń odżywiania, zaburzeń nastroju, zaburzeń tikowych i zespołu Tourette’a oraz farmakoterapii zaburzeń psychicznych. Członek rad naukowych i recenzent pism krajowych i zagranicznych.