
Media społecznościowe typu Instagram, TikTok, Facebook jak najbardziej mogą wpływać na wystąpienie zaburzeń odżywiania. Porównywanie się z tym, co pokazuje Internet stało się naszym odruchem bezwarunkowym, a młodzież jest na to jeszcze bardziej podatna. Ale nie tylko Internet i social media wpływają na postrzeganie siebie. Komentarze rówieśnicze również robią swoje – wskazuje dietetyczka, Agnieszka Chruścikowska.
Zapraszamy do wywiadu.
Zaburzenia odżywiania u dziecka wpływają na funkcjonowanie całej rodziny?
Zdecydowanie tak, bo problem nie dotyczy tylko jednej osoby, ale całej rodziny. Zresztą bardzo często czynnikiem zaburzeń odżywiania jest właśnie jakaś dysfunkcja w rodzinie i to właśnie jej funkcjonowanie i utrwalanie na co dzień doprowadza do problemów z jedzeniem.
I rzeczywiście jest tak, że jeżeli jedna osoba z rodziny choruje na zaburzenia odżywiania, to tak naprawdę cała rodzina jest chora.
Jak dziecko je lub raczej jak nie je, niszczy atmosferę przy stole. Rodzice boją się podjąć pewne tematy, albo są niepewni, jak to zrobić, żeby nie potęgować problemu dziecka.
Przez to atmosfera na ogół jest napięta każdorazowo, jak wspólnie zasiada się do jedzenia, bo z jednej strony boją się o swoje dziecko, a z drugiej nie wiedzą jak reagować na jego zachowania, co mówić, jakie posiłki przygotowywać.
Powodem jest najczęściej to, że nie rozumieją psychopatologii choroby, że pewne zachowania ich dziecka są chorobowe i nie potrafią rozdzielić tych chorobowych od tych niechorobowych.
A zatem ten czas, dopóki nie zwrócą się do specjalisty po pomoc, jest bardzo trudny w rodzinach. Generuje dużo stresu, dużo nerwów, nie tylko osobie chorej, ale także pozostałym członkom rodziny.
Dziecko lub nastolatek trafia do specjalisty, ma zdiagnozowane konkretne zaburzenie odżywiania. Co się powinno zmienić w takim domu? Od czego zacząć?
Najważniejsza jest uważność na siebie i współpraca całej rodziny.
Bo przy zaburzeniach odżywiania u moich pacjentów obserwuję często, że dzieci same przygotowują sobie posiłki, po czym zabierają je do swojego pokoju. Wszystkim się wydaje, że dziecko zjada te posiłki, a tymczasem ich historia bywa różna. Są gdzieś chowane, wynoszone w plecakach i następnie wyrzucane. Jedna z moich pacjentek chowała kanapki za kaloryferem w swoim pokoju. Dopiero przy większych porządkach, mama odkryła co się dzieje.
Dlatego tak ważne jest aby te posiłki jednak były przygotowywane przez rodziców, żeby była kontrola nad tym co dziecko je, a następnie wspólne jedzenie tych posiłków.
A gdy zasiadamy do stołu z dzieckiem z zaburzeniami odżywiania, nie powinniśmy komentować jakości, czy kaloryczności tych posiłków, unikamy mówienia, że to jest dietetyczne, a po tym przytyjesz. Co więcej, nie powinno się mówić: „zjedz to, bo dzięki temu będziesz zdrowszy/zdrowa”, bo dla dziecka to jest komunikat, że dzięki temu znów przytyje.
Czyli co do zasady, wspólne jedzenie posiłków przy stole jest wciąż bardzo aktualne. Natomiast już mówienie o samym jedzeniu może źle wpływać na dziecko. Jak mu zatem uświadomić, że choruje na ciężkie zaburzenie, którego skutki mogą być drastyczne?
W takiej sytuacji jedzenie sprowadzamy do funkcji odżywczej, które pełni funkcję paliwa dla naszego organizmu, dla naszego mózgu. Bez jedzenia nie przeżyjemy.
A gdy dziecko samo zaczyna rozmowę, że to jest zbyt tłuste, a tamto zbyt kaloryczne, należy ucinać taką rozmowę, zmieniać temat i kontynuować jedzenie. Warto też mówić dziecku, gdy zaczyna taką dyskusję, że: „nie chcę rozmawiać z Twoją chorobą. Chcę z Tobą rozmawiać – o Twoich pasjach, przyjaciołach, szkole”. De facto po stronie rodziców jest bycie stanowczym i stawianiu granic.
I cały czas należy podkreślać, że każdy człowiek musi jeść, żeby żyć, że jedzenie zapewnia zdrowie.
Chciałam dopytać jeszcze o pacjentkę, o której Pani wspomniała. Co wtedy poradziła Pani tej mamie, która znalazła kanapki za kaloryferem? Jak należy rozpocząć rozmowę z dzieckiem?
Przede wszystkim trzeba zacząć tę rozmowę i postawić dziecko w prawdzie. Że zostały znalezione te kanapki. Że te kanapki miały być zjedzone przez ciebie. I tutaj ogromna rola rodziców, aby nie krzyczeć, nie wprowadzać nerwowej atmosfery, ale podkreślić to, że martwimy się o ciebie, że im mniej będziesz jadła, tym ta choroba będzie bardziej postępowała.
Że brak leczenia może skutkować różnymi komplikacjami zdrowotnymi i leczeniem szpitalnym. I co najważniejsze, że od teraz posiłki będą spożywane wspólnie, że będziemy się razem wspierać przy tych posiłkach, żeby dziecko czuło naszą opiekę i nasze wsparcie.
Mówi pani, że dorośli powinni przygotowywać posiłki, żeby mieć kontrolę nad ich jakością. A co ze wspólnymi zakupami spożywczymi, czy wspólne przygotowywanie jedzenia? Czy to jest możliwe w zaburzeniach odżywiania?
Jeżeli choroba jest w tzw. ostrej fazie, to najlepiej, żeby dziecko było poza takimi czynnościami.
Bo tak naprawdę zakupy jedzenia, czy przygotowywanie potraw jedynie wzmacniają objawy chorobowe. Jest to szczególnie widoczne u osób dorosłych, których nikt w takich czynnościach nie wyręczy. Jedna z pacjentek opowiadała mi, że poszła do sklepu po jogurt i zajęło jej to godzinę, bo stojąc przed półką zaczęła analizować składy wszystkich jogurtów, jakie się tam znalazły.
To pokazuje, jak choroba typu anoreksja, czy bulimia się nakręca. A zatem widzę jogurt – pojawiają się myśli chorobowe. I w konsekwencji żaden jogurt nie będzie spełniał kryterium aby go kupić i zjeść. Bo jeden będzie miał za dużo tłuszczu, drugi za dużo cukrów, a trzeci zbyt wysoką kaloryczność
Czyli w tym pierwszy etapie choroby rzeczywiście trzeba dziecko odizolować od tych sytuacji, które mogłyby wzmacniać zaburzenie.
A kiedy można przejść do kolejnego etapu terapii, stwierdzić, że dziecko jest gotowe do współpracy przy czynnościach związanych z jedzeniem?
Wszystko zależy od tego, jak postępuje rehabilitacja masy ciała. Bo to ona wpływa na odżywienie organizmu i przede wszystkim mózgu.
Ale co do zasady, takie postępy powinien oceniać terapeuta i dietetyk. Wtedy można zapytać dziecko, czy na przykład chce pójść na wspólne zakupy.
Bywa tez tak, że dziecko mając już świadomość swojej choroby odmówi, bo twierdzi, że nadal walczy z natrętnymi, złymi myślami.
Jednym z obszarów życia rodzinnego, towarzyskiego jest wychodzenie do restauracji, jedzenie w podróży, korzystanie z posiłków, które nie zostały przygotowane w domu. Czy takie wspólne wyjścia należy zawiesić na czas terapii dziecka z zaburzeniami odżywiania?
To nawet nie jest kwestia zawieszenia wyjść do restauracji, żeby temu dziecku pomóc.
Bo tak naprawdę, gdy pacjent jest w ostrej fazie choroby, to najzwyczajniej w świecie czuje ogromny strach przed wyjściem gdziekolwiek, a szczególnie do restauracji.
Ono nie jest gotowe na wyjście do restauracji, bo boi się, że nie da sobie rady. Wiąże się to dla niego z ogromnym stresem. Zamówienie czegokolwiek do jedzenia w obecności innych osób, gdy wszyscy będą na mnie patrzyli i myśleli, że jestem gruba a jeszcze zamawiam jedzenie.
Natomiast gdy terapia postępuje, postępuje rehabilitacja masy ciała, to wtedy można myśleć o wyjściu do restauracji. Bo to również może mieć charakter terapeutyczny – dziecko uczy się jeść w obecności innych osób, nie tylko z rodziną, poznaje wielkość porcji, jaka jest standardowo serwowana, uczy się nowych smaków, pokonuje fobie żywieniowe.
A co ze szkołą? Bo w domu można to w jakiś sposób kontrolować. Natomiast dziecko w szkole spędza kilka dobrych godzin, gdzie nie mamy kontroli nad tym czy i ile zdaja?
Jako dietetyczka, układając jadłospis dla dziecka z zaburzeniami odżywiania, zawsze zakładam, że te posiłki w czasie bycia w szkole, mogą być niezjedzone lub wyrzucone. Dlatego staram się tak rozkładać posiłki w jadłospisie, żeby na czas w szkole zaplanować jakieś niewielkie przekąski.
A główne posiłki, żeby jednak były spożywane w domu, pod kontrolą już rodziców. Jeżeli jest oczywiście taka możliwość, to zalecam poprosić o współpracę np. szkolną pielęgniarkę, żeby dziecko zjadło posiłek w jej towarzystwie. Ale nie zawsze jest taka możliwość.
A zatem rolą specjalistów – psychoterapeuty, dietetyka – jest uszczelnienie tych wszystkich luk, które mogą wzmacniać zaburzenia żywieniowe małych pacjentów, żeby jadły w obecności innych osób, żeby były pilnowane godziny posiłków, i żeby te posiłki były przygotowywane przez osobę trzecią. A jeśli pomimo tego, nie widać progresu u dziecka, nadal chudnie, oznacza to, że gdzieś jest problem, np. zjada wszystkie posiłki ale później prowokuje wymioty, albo intensywnie ćwiczy.
A co jeśli to właśnie środowisko szkolne wzmacnia objawy zaburzeń odżywiania? Gdy koleżanki wspólnie podejmują wyzwanie odchudzania się, lub chwalą postępy coraz szczuplejszej koleżanki?
Tutaj ważną rolę do odegrania ma kadra pedagogiczna, psycholog szkolny, pielęgniarka.
Powinna być wprowadzona edukacja dietetyczna na temat tego ile powinniśmy ważyć na danych etapach rozwoju, jak jeść, co jeść i czym są zaburzenia odżywiania.
Czasami w liceach organizowane są także zebrania z rodzicami, gdzie na przykład pani pielęgniarka, czy psycholog szkolny edukuje rodziców na co powinni być wyczuleni w kontekście swoich dzieci i problemów z odżywianiem.
Myśli pani, że takie działania są w stanie pomóc osobie już z zaburzeniem?
Gdy już mówimy o osobie ze zdiagnozowanym zaburzeniem odżywiania, to musi tu wejść pomóc indywidualna i terapia, zarówno ta u psychologa, jak i u dietetyka.
A co z rodzicami dziecka z zaburzeniem odżywiania? Przecież nie są od samego początku przygotowani na właściwe wsparcie swojego dziecka. Czy rodzice też powinni trafić na terapię, która pomoże im w relacji z dzieckiem?
Tak naprawdę to cała rodzina powinna być objęta terapią rodzinną, bo oni po też potrzebują wsparcia.
Bardzo często nie wiedzą jak z tym dzieckiem rozmawiać. Lub nie zdają sobie sprawy z tego, że właśnie w domu jest czynnik, który może podtrzymywać tę chorobę, a nawet mógł ją wywołać.
Dlatego rodzina musi mieć siłę aby zmierzyć się nie tylko z chorobą dziecka ale również z pewnymi zachowaniami lub uwarunkowaniami, które są problemowe.
Rodzice chętnie poddają się takiej terapii?
Bardzo różnie z tym bywa. Jedni oczywiście jak najbardziej. Drudzy natomiast, z jakichś tam swoich względów, mają trudności z podjęciem terapii.
I tu upatruję problemu nawracającego zaburzenia. Bo o ile mały pacjent się leczy, przychodzi na terapię i zmienia się pod jej wpływem, to jednak ostatecznie wraca do tego samego środowiska, z którego wyszedł z chorobą.
Co, Pani zdaniem, bardziej wpływa na wystąpienie zaburzeń odżywiania: środowisko rodzinne, czy środowisko zewnętrzne, media społecznościowe?
Oczywiście media społecznościowe typu Instagram jak najbardziej mogą wpływać na wystąpienie zaburzeń odżywiania. Bo porównywanie się z tym, co pokazuje Internet stało się naszym odruchem bezwarunkowym, a młodzież jest na to jeszcze bardziej podatna.
Ale nie tylko Internet i social media wpływają na postrzeganie siebie. Komentarze rówieśnicze również robią swoje.
Swego czasu wśród nastolatek panowała moda na ubrania z pewnej sieciówki. I te ubrania były produkowane w konkretnym rozmiarze. Czyli jak ktoś się nie mieścił, oznaczało, że był za gruby, i wśród pewnych grup w szkole był wyśmiewany.
I dzisiaj z jednej strony dużo się mówi o ciałopozytywności, ale jednak body shaming wciąż ma się dobrze.
Do tego do głosu dochodzi ciągłe dążenie do perfekcjonizmu, który jest bardzo silny u moich pacjentów. Ten perfekcjonizm jest bardzo silny w nauce, w sporcie, w wyglądzie.
Mam pacjentkę, która od lat ma trudności z wyjścia z choroby. Cały czas ja i jej rodzina powtarzamy, że zaburzenia odżywiania, niska masa ciała doprowadziła w konsekwencji, do poważnych zaburzeń zdrowotnych.
A równolegle ona od swoich koleżanek dostaje informację zdrowotną, że wygląda super, że ma świetną sylwetkę, a zatem jeżeli od grupy rówieśniczej dostaje taki komunikat, to jedynie utrwala się w swoim zaburzeniu.
A czy zaburzenie odżywiania zmienia rodzinę na przyszłość?
Moim zdaniem rodzice są często bezwładni w stosunku do choroby dziecka, i w konsekwencji
to choroba dyktuje co będzie jedzone, czy w ogóle będzie jedzone, kiedy i w jakim składzie.
Rodzice czasami tracą w tym wszystkim zdrowy rozsądek, nie potrafią, czy boją się stawiać granice dziecku, które są niezbędne dla właściwego rozwoju.
Dla przykładu, tata jednej z moich pacjentek, tak bardzo chcąc, żeby dziecko cokolwiek zjadło, że na wszystkie posiłki woził je od restauracji do restauracji, każdego dnia na każdy posiłek.
Dziecko oczywiści coś tam pogrzebało łyżką w jedzeniu ale ostatecznie trudno było ocenić, czy zjadło tyle ile powinno.
To tylko pokazuje, jak rodzice są bezbronni i bezradni wobec choroby dziecka, z drugiej strony cała sytuacja powoduje nerwowość, pojawiają się krzyki, podniesione głosy, czasami nawet użyta jest siła, żeby dziecko cokolwiek zjadło.
Dlatego tu chciałabym bardzo mocno zaakcentować, że sami rodzice nie dadzą sobie rady z dzieckiem chorującym na zaburzenia odżywienia. Dlatego tak ważne jest zgłoszenie się po pomoc lekarza psychiatry, psychologa i dietetyka.





